Kilka miesięcy po tym jak ministerstwo zapowiedziało założenia do ustawy rozpisało je na 65 stron maszynopisu. Autorzy przyznają, że większość firm uważa, iż najpoważniejszymi barierami utrudniającymi prowadzenie biznesu są wysokie podatki i opłaty oraz skomplikowane przepisy. Ministerstwo gospodarki w swoich propozycjach koncentruje się na drugiej części wskazań, czyli na bałaganie w prawie.

Uważny czytelnik zmian, jakie proponuje resort (a do takich siebie zaliczam) ma dwa skojarzenia. Po pierwsze nie jest chyba prawdziwe w Polsce stwierdzenie, że nieznajomość prawa szkodzi. Bo przykłady, jakie słusznie wskazuje MG, by je zmienić (np. związane z opłatami środowiskowymi, czy dokumentami potrzebnymi w postępowaniu egzekucyjnym w administracji) obrazują, że nikt o zdrowych zmysłach, kto znały szczegółowo prawo nie założyłby firmy. Po drugie zaś sporo w tych słusznych  postulatach zmian w przepisach ... jakie uchwalono w ciągu ostatnich 2 – 3 lat. I naprawdę można było na chwilę się „zatrzymać: przy ich uchwalaniu i postarać się by zawierały mniej delikatnie nazywając „niedociągnięć". Zastanawiam się też, czy w przypadku niektórych wskaźników (drobnej: jak  określenie maksymalnej wartości składnika uprawniającej do zaliczenia wydatku od razu do kosztów uzyskania przychodu czy poważnej jak: podwyższenie rocznego progu przychodów uprawniających do zastosowania ryczałtu ewidencjonowanego) nie można zamiast ustalać stałej kwoty określić zasad jej podnoszenia np. uwzględniającej inflację. Tak samo myślę sobie, że poważne instytucje jak Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, nie potrzebuje zmian w ustawie by domyślić się, że ich decyzje w sprawie klauzul niedozwolonych powinny być tak pisane by rozumieli je przedsiębiorcy, a Zakład Ubezpieczeń Społecznych jeśli chce by przepisy ubezpieczeniowe budziły mniej kontrowersji upubliczniał swoje interpelacje.

Ale pełnym zaskoczeniem dla uważnego czytelnika jest sama końcówka dokumentu, a właściwie „test regulacyjny". W części „jaki problem jest rozwiązywany (maksymalnie 70 słów" autor dokumentu, resort gospodarki i podpisany z imienia i nazwiska Mariusz Haładyj, wiceminister, napisał „Liczne przypadki ograniczenia konkurencji wynikające z prawa gospodarczego, które nie znajdują odzwierciedlenia w korzyściach płynących z regulacji są przejawem nadmiernej biurokracji" i kolejnych kilkadziesiąt słów. Czy ktoś kto pisze takim językiem jest w stanie zlikwidować nadmierną biurokrację?