Kryzys, który nas doświadcza, ma w wymiarze ekonomicznym cechy szczególne. Jest jak zmutowany wirus, który inaczej oddziałuje na tkanki, czyli elementy systemu społeczno-ekonomicznego, niż opisują to podręczniki historii gospodarczej. Czas dokonać dogłębnej analizy jego specyfiki. Rodzimi uczeni w piśmie ze sfer rządowych i bankowych tematu podjąć nie chcą, a może nie potrafią. To oni przecież powinni postawić diagnozę i wskazać terapię, gdyż dysponują dostępem do wiarygodnych danych.
Trzeba nam – przedsiębiorcom i praktykom gospodarczym – zabrać się do roboty, ogniskując uwagę na tych wątkach, które z punktu widzenia przyszłości narodu i państwa uznajemy za najważniejsze. Przedsiębiorcom nie wolno milczeć. Jako teoretyk i praktyk gospodarczy przedstawię mój punkt widzenia na zagadnienie najważniejsze: dynamikę i strukturę inwestycji, w tym własnościową.
W klasycznej teorii ekonomii ożywienie jest efektem korzystnych zmian w rozmiarach i strukturze inwestycji. Przedsiębiorcy, których kryzys nie pokonał, podejmują wysiłek inwestycyjny. Modernizują firmy, mając na celu obniżkę kosztów wytwarzania, by przy niskim popycie i niskich cenach na wytwarzane wyroby wybić się na dodatnią rentowność, otrzymywać zysk. Innym rozwiązaniem może być inwestowanie i wprowadzanie na rynek nowych produktów. Poniesione nakłady uruchamiają mechanizm akceleracji, a następnie mnożnik zatrudnieniowy i popytowy w całej gospodarce.
Inwestycje prywatne spadają
Dramat naszej gospodarki, wbrew opowieściom rządzących, z premierem i prezesem NBP na czele, polega na tym, że inwestycje prywatne maleją od dwóch lat. Relacja nakładów inwestycyjnych do PKB w 2020 r. spadła poniżej 18 proc. i była najniższa od 25 lat. Tymczasem premier Morawiecki w strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju deklarował, że udział inwestycji sięgnie 22, a nawet 25 proc.
Jeszcze bardziej przygnębiający obraz ukazuje zestawienie oszczędności prywatnych, które przekroczyły 1,15 bln zł, i firm – ponad 375 mld zł. Czemu ten obraz przygnębia? Bo są to pieniądze, które „leżą i nie pracują". Przypomnę powiedzenie klasyka filozofii Francisa Bacona: „Pieniądz jest jak nawóz, nierozrzucony nie przyniesie plonów".