A wszystko to dzięki ograniczeniom, jakie ponakładały na te firmy wyroki sądowe na ciekawych dla produkujących elektroniczne gadżety rynkach – koreańskim i amerykańskim, a wcześniej także niemieckim.
Na razie nie wiadomo, jak na szerszą skalę słabość zawzięcie podstawiających sobie nogi konkurentów wykorzystają Nokia czy Windows Phone. Można się domyślać, że tam, gdzie to możliwe, szybko wpasują się w wytworzoną przez zakaz handlu starszymi modelami smartfonów i tabletów Apple'a i Samsunga niszę.
Konkurenci gigantów mogą na tych potyczkach wyłącznie zyskać. Niewykluczone, że – przynajmniej krótkoterminowo – klienci także. Całkiem prawdopodobne, że w obliczu braku możliwości handlowania starszymi modelami tabletów czy smartfonów obaj giganci w Korei nieco opuszczą ceny najnowszych modeli. W USA, gdzie z rynku mogą zniknąć wyłącznie niektóre produkty Samsunga, już tak się jednak nie stanie. Tam Apple w wyniku wygranego sądowego sporu może doprowadzić do wycofania z rynku niektórych produktów Samsunga, co da mu sporą przewagę.
Czy aby na pewno jest się więc z czego cieszyć? Ostatecznym skutkiem całego zamieszania będzie przecież uboższa oferta urządzeń na dużych rynkach, chłonących elektroniczne gadżety jak gąbki. Oraz ryzyko pojawienia się następnych, podobnie skutkujących procesów między kolejnymi dużymi firmami.