Moje zainteresowania się zmieniają, ale sugestie z sieci podążają za nimi. Klasyczny chwyt nowoczesnego e-marketingu opiera się na założeniu, że nabywcy nie interesuje żadna „całość", a tylko konkretny, zmienny moduł. Jest to moim zdaniem doniosły znak czasu.
Wyrosło pokolenie „tubylców sieci" czy może nawet „wirtualnych dzikich", jak nazywa ich profesor Dariusz Jemielniak w fascynującym studium twórców i użytkowników Wikipedii. Oni są zasadniczo inni od poprzednich pokoleń niemal we wszystkich rolach społecznych, jakie odgrywają. Nie ma co liczyć na ich lojalność: moduły upodobań są kapryśnie zmienne. Jako pracownicy nie przywiązują się do jednego pracodawcy, chętnie wybierają współpracę zamiast etatu, traktują siebie jako wolnych najmitów poruszających się w sieciach powiązań między organizacjami. Jako konsumenci dokonują w sieci zindywidualizowanych wyborów, stosownie do swojego modułu upodobań i możliwości. Jako obywatele są całkowicie niezainteresowani ciężkimi, rozbudowanymi programami, zwłaszcza z silnym ideologicznym kontekstem i tradycyjnymi partiami. Interesują ich wybrane moduły życia społecznego takie jak np. związki partnerskie czy szkolne biblioteki. Lubią happeningi, inicjatywy, akcje, wokół których potrafią w sieci zmobilizować wielkie rzesze. Ale nie na długo i nie na trwałe.
Takich modułów są miliony, można je zdalnie śledzić i identyfikować. Miejsce jednych zajmują inne w trudnej do przewidzenia sekwencji. Użytkownicy sieci uczą się modułami wybieranymi w zależności od potrzeb i zainteresowań. Nie czytają długich tekstów, jedynie fragmenty.
Są na tyle inni, że kłopoty z ich zrozumieniem mają nawet 30- i 40-latki, nie mówiąc już o starszych. Konserwatyści mogą się pocieszać, ze jest to jakaś przejściowa fala podobna do bitników, dzieci kwiatów czy różnego typu kontestatorów, których przyniósł i rozmył wiek XX. Różnica polega jednak na tym, że mentalność i obyczajowość „tubylców sieci" jest osadzona bardzo mocno w masowej technologii i w coraz bardziej sieciowej organizacji życia ekonomicznego. Ci, którzy jej nie zrozumieją, mogą wyginąć jak dinozaury w całkiem młodym wieku.
Andrzej K. Koźmiński, prezydent Akademii Leona Koźmińskiego