Po ponad sześciu kwartałach gospodarka strefy euro wyszła w końcu z recesji. Tym razem nikt już jednak nie liczy na to, że wszystko wróci szybko do stanu sprzed kryzysu. W analizach coraz częściej przebijają się obawy, czy aby Europa nie podzieli losu Japonii, która po załamaniu na giełdzie i rynku nieruchomości pogrążyła się w stagnacji na ponad 20 lat.
Japonizacja Europy
Jakie były przyczyny tak długiej stagnacji w Japonii? Głównym powodem był bardzo długi okres spłacania przez japońskie firmy i gospodarstwa domowe kredytów zaciągniętych w latach 80. w okresie szalonej spekulacji na giełdzie i rynku budowlanym. Gdy w 1990 r. indeksy giełdowe i ceny nieruchomości raptownie spadły, by nie powrócić już potem do swych wcześniejszych poziomów, Japończycy nie mogli spłacić zaciągniętych kredytów, sprzedając kupione wcześniej akcje i domy. Musieli je spłacać latami z bieżących dochodów kosztem ograniczania innych wydatków. Popyt krajowy osłabł na trwałe.
W czasie stagnacji Japończykom trudno było spłacać kredyty. Tym samym japońskim bankom trudno było pozbyć się portfeli złych długów. Topniały kapitały banków. Rosła ich niechęć do udzielania nowych kredytów. Teoretycznie rząd mógł pomóc bankom, pokrywając ich straty. Długo jednak tego nie robił. Ratowanie bankierów, uważanych za sprawców kryzysu, nie było popularne. Zrobiono to dopiero po dziesięciu latach.
Także w Europie potrzebne jest tworzenie ekosystemów sprzyjających innowacyjności firm.
Dokonywanie przez Japończyków spłat netto kredytów oznaczało, że w ich bankach gromadziły się oszczędności, których nikt nie chciał pożyczyć. Gospodarstwa domowe nie zaciągały nowych kredytów, ponieważ przewlekła stagnacja odebrała im nadzieję, że płace kiedykolwiek będą znowu szybko rosły. Zaś japońskie firmy uważały, że przy chronicznie słabym popycie krajowym inwestowanie w kapitał trwały jest rzeczą zbyt ryzykowną. Nikt więc nie chciał zwiększać swego zadłużenia w bankach nawet przy zerowej stopie procentowej.