Zimny pot oblewa nałogowych palaczy na myśl o tym, że na kilka, czasem kilkanaście godzin muszą zrezygnować z nałogu. Na lotniskach, na forach internetowych, na pokładach samolotów prowadzone są dyskusje i przekazywane rady, typu: "wystarczy w toalecie zatkać czujnik szmatą i możesz palić"... Tylko czy opłaca się z takich rad korzystać?
O czasach, gdy w samolocie można było bezkarnie zaciągnąć się dymem przypominają już tylko popielniczki ukryte w oparciach foteli bardziej wysłużonych maszyn. Całkowity zakaz palenia na pokładach pojawił się w kwietniu 1998 r. - najpierw w Stanach Zjednoczonych, a później niemal we wszystkich liniach lotniczych na świecie.
Kary za złamanie tego zakazu różnią się w zależności od kraju, do którego lecimy. Najtaniej jest w Polsce, gdzie poza komitetem powitalnym straży granicznej i rozmową pouczającą czeka nas 500 złotych mandatu. To drobnostka w porównaniu z tym, że w niektórych krajach zapalenie papierosa w samolocie może się wiązać z kosztami idącymi w... setki tysięcy złotych.
Jeżeli kapitan samolotu zdecyduje, że dym na pokładzie stanowi zagrożenie bezpieczeństwa lotu, może zdecydować się na lądowanie awaryjne. Wtedy krnąbrny pasażer zostanie obciążony kosztami takiego lądowania, opóźnienia lotu i dodatkowo dostanie grzywnę. Może się więc okazać, że to najdroższy i najskuteczniejszy sposób na rzucenie palenia. Dodatkowo niektóre linie lotnicze wpisują takich pasażerów na czarną listę, co oznacza dożywotni zakaz korzystania z usług przewoźnika. W zeszłym roku ambasada Polski w Katarze opublikowała ostrzeżenie dla podróżnych, przestrzegając m.in. przed paleniem na pokładach Qatar Airways. Karą za złamanie zakazu jest grzywna do 5000 zł, a nawet kilkudniowy areszt.
Nie brakuje jednak głosów, że zakaz palenia ma też... negatywne skutki dla pasażerów. Christopher Snowdon w swojej książce "Velvet Glove, Iron Fist: A history of anti-smoking" pisze: "konsekwencją wprowadzenia zakazu palenia na pokładach samolotów jest rzadsza wymiana powietrza, [...]wcześniej działo się to co dwie minuty jednak teraz robi się to co 20 minut. W efekcie coraz więcej pasażerów - zwłaszcza na długich trasach - cierpi na zakrzepicę żył głębokich (DVT), chorobę która praktycznie nie występowała u pasażerów do lat 90."