Za nami dwa chude lata. W tym okresie polska gospodarka wzrosła o zaledwie 3 proc., czyli najwolniej od początku ubiegłej dekady, kiedy również mieliśmy dwa lata bardzo niskiego wzrostu. Tamta recesja, bo tak należy ten okres nazwać, była trudna i mocno odczuwalna na rynku pracy. Jednak oddzielała dwa okresy szybkiego wzrostu gospodarczego. Tym razem, niestety, może być inaczej.
Prognozy na rozpoczęty rok są dość optymistyczne. Uważa się, że polska gospodarka może urosnąć o około 3 proc. Moim zdaniem są szanse, że wzrost ten okaże się nawet nieco szybszy. Trudno jednak zrozumieć dość liczne głosy samozadowolenia, które tej poprawie towarzyszą. Wzrost w okolicach 3 proc. jest jak na standardy gospodarki rozwijającej się niski i choć szacowanie potencjału jest zawsze kontrowersyjne, jeszcze niedawno wśród ekonomistów panowała zgoda, iż mówimy tu o dynamice przynajmniej na poziomie 4 proc. Należałoby zatem uznać, iż tegoroczny wzrost jest swego rodzaju etapem w cyklu koniunkturalnym, niewystarczającym do oceny perspektyw z punktu widzenia rynków finansowych. A skoro tak, to należałoby sięgnąć wzrokiem nieco dalej.
Zniekształcone porównanie
Obecny okres przypomina mi lata 2002–2004. Naturalnie, pod wieloma względami to porównanie jest zniekształcone. Przede wszystkim Polska jest już niemal dekadę w strukturach Unii Europejskiej, podczas gdy w okresie referencyjnym dopiero do tego grona wkraczała. Poziom rozwoju jest wyższy, integracja z unijną gospodarką większa, a zarazem konkurencyjność kosztowa niższa. Inaczej okres spowolnienia odcisnął się też na sektorze bankowym, który tym razem bardziej odczuł ograniczenia po stronie zagranicznego finansowania, a w mniejszym stopniu poniósł straty na kredytach udzielonych polskim firmom. Tym niemniej część wspólna w postaci podobnego miejsca w cyklu koniunkturalnym odgrywa w tym porównaniu kluczową rolę.
Rok 2003 stanowi analogię dla roku obecnego, ekspansja z lat 2004–2007 jest zaś punktem odniesienia dla okresu wzrostu, który powinien nas czekać w przyszłości. Idąc tym tropem, można by mieć nadzieję na powtórkę słynnego 1-3-5, pokazującego tempo wzrostu w latach 2002–2004. Niestety, wiele wskazuje na to, iż ten ostatni element nie będzie się zgadzał.
Warunki do odbudowy konsumpcji
Patrząc na poprzednie ożywienie pod kątem kontrybucji do wzrostu, wiodącą rolę odgrywał popyt krajowy, a na pierwszym etapie ożywienia szczególnie konsumpcja. Wystarczy powiedzieć, iż w pierwszej połowie 2004 roku wzrosła ona o ponad 5 proc. w skali roku. Jednocześnie notowaliśmy proces szybkiego odbudowywania zapasów, a z pewnym opóźnieniem wzrost nakładów inwestycyjnych.