Kwestia tego, że nasza gospodarka powinna w większym stopniu być innowacyjna, przewijała się jako jedno z głównych zadań do wykonania w wywiadach przeprowadzanych z przedsiębiorcami i ekonomistami z okazji 25-lecia wolnego rynku w Polsce.
Nasi rozmówcy często wytykają, że firmy w Polsce zbyt mało intensywnie i owocnie współpracują z ośrodkami akademickimi, brak jest pieniędzy na innowacyjne projekty, a ciekawe idee ciekawych ludzi zabija biurokracja, co przyczynia się do narastającego poczucia beznadziei w grupie dopiero-co-studentów.
Z jakiegoś powodu, choć na brak młodych prężnych inżynierskich kadr nie narzekamy, Polska nie stała się też państwem, w którym wielkie koncerny lokują swoje działy R&D („research and development", czyli te odpowiedzialne za badania i rozwój). Świetnie ilustruje ten problem przypadek olsztyńskiej firmy Zortrax – małego producenta drukarek 3D. 5 tys. drukarek zamówił u niej Dell, co rozbudziło nadzieje inwestorów na dalszy szybki rozwój tego biznesu. Smutną ciekawostką jest jednak to, że drukarki nie będą bynajmniej wykorzystywane w Polsce. Dell zamawia je dla swoich biur projektowych, żeby inżynierowie mogli wizualizować sobie na nich przygotowywane projekty. Tymczasem utarło się, że w Polsce stawia się fabryki, a nie centra badawcze (w którym drukarki 3D są standardowym wyposażeniem).
Te rozwiązania sprawdzały się w minionych 25 latach, kiedy na terenach, na których wcześniej po horyzont rozciągały się PGR-y, wielcy producenci lokowali swoje zakłady, a lokalne społeczności wzdychały z ulgą, bo pojawiała się szansa na w miarę stałą pracę dla rosnącej grupy trwale bezrobotnych. Tak się jednak dziś nie zatrzyma zdolnych dwudziestokilkuletnich inżynierów, biochemików czy mechatroników. Dlaczego od razu na starcie mają „brać, co jest", skoro ze swoją pomysłowością i konkurencyjnym wykształceniem mogliby i chcieli zmieniać myślenie w swoich branżach? Igor Chalupec celnie wytknął w rozmowie z „Rz", że źródła naszego wzrostu są wciąż oparte na pracy, nie na intelekcie.
Od siebie dodam już, choć to przykład mocno kontrowersyjny, że byłam niedawno w sporym szoku po obejrzeniu jednego z dokumentów pokazującego, jak w Chinach zaawansowane centra naukowo-badawcze (w tym np. te poświęcone klonowaniu) prowadzą świetnie wyedukowani i obeznani z międzynarodowym środowiskiem naukowym... nastolatkowie.