Europa musi się integrować

Gdyby polska armia wybrała naszą ofertę, nie mielibyśmy żadnego problemu ?z otwarciem linii produkcyjnej w Łodzi – mówi Thomas Enders, prezes Grupy Airbus w rozmowie?z Danutą Walewską.

Aktualizacja: 10.06.2014 08:33 Publikacja: 10.06.2014 08:19

Europa musi się integrować

Foto: materiały prasowe

Rz: Czy sytuacja, jaką dzisiaj mamy na Ukrainie, powinna pana zdaniem skłonić europejskie rządy do przemyślenia wydatków na obronność?

Nawet gdyby tego konfliktu nie było, wszystkie kraje UE powinny przeznaczać na obronność co najmniej 2 proc. PKB. Dzisiaj jedynie garstka z nich osiąga ten poziom i wiem, że Polska jest blisko tej wielkości. Natomiast sytuacja na Ukrainie pokazuje, że militarne rozwiązania konfliktów nadal są narzędziem dyplomacji. Można udawać, że się tego nie widzi, ale fakty mówią za siebie.

Nie sądzi pan, że powodem jest wolne wychodzenie Europy z kryzysu? Społeczeństwa niechętnie patrzą na wydatki na zbrojenia.

Pieniądze, jakie dzisiaj idą na zbrojenia, mogą być wydawane rozsądniej i skuteczniej. W Europie mamy do czynienia z brakiem transparentności programów zamówień, przetargi są dublowane i najczęściej źle zorganizowane. I, niestety, nic nie wskazuje na to, aby miało się to w najbliższym czasie zmienić.

Pana współpracownik Jean-Pierre Talamoni mówił kilkakrotnie: „chcemy ożenić się z Polską". Czy nasz kraj jest dla Airbus Group ważny tylko ze względu na duże przetargi?

Jean-Pierre jest Francuzem, więc może być romantyczny. Ja jako Niemiec ujmę to inaczej. Potrzebujemy europejskiej konsolidacji przemysłu zbrojeniowego tak samo jak harmonizacji polityki zakupowej w obszarze zbrojeniowym i koordynacji polityki eksportowej. Na przykład w USA jest jedna agencja przetargowa. W Europie też niby jest – OCCAR, ale jej kompetencje są ograniczone i może zrobić tyle, na ile pozwolą jej poszczególne kraje członkowskie, a podczas poważnych dyskusji jej rola jest znikoma.

Dzisiaj słyszymy mnóstwo krytycznych słów pod adresem UE, a tak naprawdę problemem są poszczególne kraje członkowskie. Żaden z nich nie wspiera organizacji takich jak OCCAR czy EDA (Europejska Agencja Obrony) w dążeniu do wspólnej polityki przetargowej. Decyzje o zamówieniach są podejmowane na poziomie narodowym i nie ma żadnego postępu we wzmocnieniu wspólnej polityki bezpieczeństwa. A Europa może liczyć się w świecie, jeśli bardziej się zintegruje – właśnie chociażby w polityce przetargowej – i jeśli zwiększymy prawdziwą konkurencję. Mówię to jako szef firmy, która niesłychanie zyskała na integracji. Nie byłoby Airbusa, gdyby nie doszło do pojednania między Francją i Niemcami. Najwięcej zmian zaszło od 1999 r., kiedy połączyliśmy francuski, niemiecki, brytyjski i hiszpański przemysł lotniczy i kosmiczny. Uważam, że naturalną konsekwencją byłaby także integracja z przemysłem polskim. Sam bardzo wysoko oceniam jakość i efektywność polskich pracowników Airbusa. Obecnie mamy w Warszawie małą, ale świetnie prosperującą firmę – PZL Okęcie. Pracuje w niej 900 osób, a została przejęta przez naszą grupę, kiedy CASA sprzedała polskim siłom zbrojnym samoloty transportowe. Dzisiaj nasz PZL dostarcza komponenty nie tylko do produkcji samolotów transportowych, ale i dla programów A320 i A330. Gdyby więc polska armia wybrała naszą ofertę (w przetargu na dostawę helikopterów – red.), nie mielibyśmy żadnego problemu z otwarciem linii produkcyjnej w Łodzi. Integracja nie nastąpi z dnia na dzień, ale relacje inwestorskie buduje się wokół wielkich programów.

Rozumiem, że widzi pan miejsce dla polskiego przemysłu w grupie Airbusa?

Zdecydowanie tak. Wasza gospodarka rozwija się szybciej niż na zachodzie Europy, w ostatnich latach podjęliście wiele dobrych decyzji. My ze swojej strony mamy doskonałe doświadczenia we współpracy z polskimi firmami. Na mnie osobiście zrobiło wrażenie to, jak nasi pracownicy sprawnie rozwiązują pojawiające się problemy, jak wielka jest w nich energia. Trudno dziś o takie zaangażowanie. Przy tym Airbus rzeczywiście ma doświadczenia w integracji – nie ukrywam, czasami były one bolesne – ale wszystko razem daje nam doświadczenie w produktywnym funkcjonowaniu w środowisku, gdzie są wpływy polityczne, gospodarcze i kulturowe. Sam Airbus jako producent samolotów pasażerskich był przez lata niedoceniany przez konkurencję. A Amerykanie nie doceniali nas kompletnie. Wyśmiewali nawet nasz akcent, kiedy mówiliśmy po angielsku. Ale okazało się, że właśnie ta wielonarodowość okazała się nie obciążeniem, ale zaletą. Dlatego jestem przekonany, że mamy naprawdę dobrą ofertę dla polskiego przemysłu lotniczego. Tyle że ta przyszłość musi zostać zbudowana wokół ważnego programu.

Zmiana nazwy grupy z EADS na Airbus Group była największym rebrandingiem w europejskiej historii. Co zmieniło się w samej firmie?

To była bardzo dobra decyzja. Rebranding był wynikiem zmiany naszej strategii, więc efekt jest pozytywny. Oprócz tego, że nazwa jest rozpoznawalna na świecie i łatwa do wymówienia, dała nam lepszy wizerunek. Wcześniej mieliśmy sześć różnych marek. To już mamy za sobą.

Czy trudno jest zarządzać firmą, której akcjonariuszami są rządy trzech krajów?

Nasza nowa struktura własnościowa umożliwia podejmowanie strategicznych decyzji wyłącznie przez zarząd i władze najwyższego szczebla Airbus Group. Zaletą unormowanej struktury korporacyjnej jest to, że możemy się skoncentrować na tym, co najważniejsze: wynikach finansowych, konkurencyjności i budowaniu wartości. Oczywiście rządy Niemiec i Francji mają uzasadnione, strategiczne interesy, które są zabezpieczone przez odpowiednie firmy holdingowe związane z obroną narodową. Poza tym są zwyczajnymi udziałowcami bez prawa weta.

CV

Thomas Enders jest prezesem Grupy Airbus (wcześniej EADS) od maja 2012 r.  Absolwent wydziałów ekonomii i polityki Uniwersytetu Bońskiego, doktoryzował się z nauk politycznych na University of California. Od roku 1991 pracował w DaimlerChrysler Aerospace, gdzie doszedł do stanowiska szefa zbrojeniowej części EADS.

Rz: Czy sytuacja, jaką dzisiaj mamy na Ukrainie, powinna pana zdaniem skłonić europejskie rządy do przemyślenia wydatków na obronność?

Nawet gdyby tego konfliktu nie było, wszystkie kraje UE powinny przeznaczać na obronność co najmniej 2 proc. PKB. Dzisiaj jedynie garstka z nich osiąga ten poziom i wiem, że Polska jest blisko tej wielkości. Natomiast sytuacja na Ukrainie pokazuje, że militarne rozwiązania konfliktów nadal są narzędziem dyplomacji. Można udawać, że się tego nie widzi, ale fakty mówią za siebie.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację