Dlatego źle się stało, że rząd nie odłożył przyjęcia założeń do ustawy choćby na miesiąc. To pozwoliłoby poddać je – na chłodno – debacie publicznej. Skoro jednak dał zielone światło dalszym pracom, powinien je prowadzić przy otwartej kurtynie. Inaczej nie uniknie podejrzeń, że coś kręci.

W obecnych okolicznościach ustawa powinna zostać napisana dla następców tego rządu, tego Sejmu i tej Rady Polityki Pieniężnej. Inaczej realizacja skądinąd słusznego postulatu, by rotacja członków RPP następowała stopniowo co dwa lata, sprowadzi się do niezasłużonego prezentu dla PO. Bo jak inaczej nazwać możliwość wskazania już wkrótce dodatkowych członków ?RPP przez Sejm, Senat i prezydenta?

Pod szkło powiększające powinien zwłaszcza trafić zapis dający NBP prawo nabywania na wolnym rynku obligacji skarbowych. Nie tylko po to, by uniknąć sprzecznego z konstytucją „buchnięcia" kasy przez NBP na pokrycie deficytu budżetowego. Podobne narzędzia luzowania polityki pieniężnej, wykorzystywane bez wywoływania inflacji przez wielkie banki centralne świata, w małej polskiej gospodarce mogą mieć bowiem zupełnie  inne działanie. To dlatego ważne jest, w jakich okolicznościach NBP miałby sięgać po to narzędzie. Polaków zbyt wiele kosztowała walka z inflacją, by ryzykować wskrzeszenie tego demona.