Efektem ewentualnego włączenia nierentownych kopalń do grup energetycznych będzie wzrost rachunków za prąd płaconych przez Polaków, czyli przerzucenie kosztów  zaniechania reform na konsumentów.

Podstawowym problemem górnictwa jest to, że koszty wydobycia tony węgla, na które w ponad połowie składają się koszty pracownicze, są w wielu kopalniach wyższe niż rynkowa cena tego paliwa. Nie może być inaczej, jeżeli w tej wciąż państwowej branży silne związki zawodowe mają w nosie rachunek ekonomiczny. Gdy tylko kopalnie mają zyski, związki wymuszają podwyżki płac, a kiedy są bliskie bankructwa, żądają wsparcia z budżetu. Czyli chcą, żeby na te wywalczone wyższe pensje zrzucali się wszyscy Polacy.

Jedynym sposobem poprawy sytuacji w branży i obniżenia kosztów ponoszonych przez podatników jest głęboka restrukturyzacja, w tym zamykanie nierentownych kopalń i zmniejszanie zatrudnienia. Niestety, rządzący wciąż ulegają szantażowi związków zawodowych niezgadzających się na żadne zmiany. Za ich tchórzostwo płacimy wszyscy. Poza jawnymi kosztami wydobycia, ponoszonymi przez kopalnie, ta branża jest wspierana w sposób ukryty. Jak wyliczył Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych, każdy podatnik dopłaca 90 zł rocznie do górniczych emerytur, wyłączonych z powszechnego systemu, a kolejne 100 zł dokłada w wyższych rachunkach za prąd. Wkrótce rachunki za prąd mogą wzrosnąć jeszcze bardziej.