Banki dyskryminują kobiety i pracowników małych firm

ZUS-owi nie wierzą nawet ci, którzy głoszą wyższość sektora publicznego nad prywatnym.

Publikacja: 23.07.2014 13:45

Banki dyskryminują kobiety i pracowników małych firm

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Do tego pysznego wniosku prowadzi przygoda, która spotkała parę moich znajomych.Gdy starali się o kredyt hipoteczny, doradca kredytowy dociekał, pomimo otrzymanych zaświadczeń o zarobkach, czy ona - będąca w widocznej już ciąży - nie jest czasem na zwolnieniu lekarskim lub na urlopie macierzyńskim. Jak wyjaśnił, w takiej sytuacji jej dochody nie zostałyby uwzględnione przy obliczaniu zdolności kredytowej małżeństwa.

A przecież ciężarna kobieta jest chroniona przed zwolnieniem z pracy i ma gwarantowane – przez ZUS – przychody do końca urlopu macierzyńskiego. Być może bank zakłada, że po powrocie z urlopu młode matki automatycznie dostają wypowiedzenie, ale to przecież w perspektywie ponad roku może spotkać każdego pracownika. Ani chybi, bank nie ufa więc ZUS-owi!

Na dobrą sprawę, żeby dochować wierności logice, banki traktujące w ten sposób ciężarne nie powinny w ogóle udzielać kredytów kobietom w wieku rozrodczym. Jeśli bowiem rok i dziewięć miesięcy gwarantowanych przychodów kobiety we wczesnej ciąży nie zapewnia jej wiarygodności kredytowej, to dlaczego miałyby ją zapewniać np. dwa lata niepewnych przychodów kobiety dopiero planującej ciążę?

Na szczęście dla kobiet, z logiką banki są na bakier. Na przykład stosują w umowach kredytowych zapis, na mocy którego marża kredytu jest obniżana, jeśli kredytobiorca otrzymuje na konto określone wpływy z tytułu wynagrodzenia. Gdy taki kredytobiorca straci pracę i przestanie spełniać ten warunek, oprocentowanie jego pożyczki rośnie, czyniąc jej spłatę mniej prawdopodobną. A przecież w interesie banku jest raczej podwyższanie prawdopodobieństwa spłaty, np. po przez obniżanie marży, gdy maleją dochody kredytobiorcy.

Żelazną logiką nie popisała się też instytucja obsługująca wspomnianych już znajomych. Otóż obliczając ich wiarygodność kredytową, uwzględniła ich dochody tylko w 80 proc. Doradca wyjaśnił, że to ze względu na ich zatrudnienie w sektorze prywatnym (przypuszczam, że tak naprawdę chodziło o zatrudnienie w niewielkich i nie znanych powszechnie spółkach z sektora prywatnego, czyli tych, które odpowiadają za większość miejsc pracy). Gdyby pracowali w sektorze publicznym, byliby pewniejszymi kredytobiorcami. Czyżby ten sam bank, który nie wierzy ZUS-owi, głosił wyższość sektora publicznego nad prywatnym?

Już widzę sardoniczne uśmiechy tych, którzy wiedzą, że zwykle bronię wolnego rynku. A teraz proszę, przyznaję, że rynek jednak zawodzi. Otóż spieszę wyjaśnić, że tego rodzaju zawodność rynku – wynikająca z ograniczeń racjonalności jego aktorów – jest właśnie tym, co mnie w wolnorynkowych przekonaniach utwierdza. Ci sami ludzie, którzy postępują nieracjonalnie na rynku, nie stają się nagle racjonalni, gdy trafią do rządu czy urzędu. Za to w tym drugim przypadku mogą wyrządzić więcej szkód. W końcu, jeśli chodzi o mnożenie absurdów, prawodawcy biją bankowców na głowę. Inną kwestią jest, że banki – objęte surowym nadzorem, skrępowane licznymi regulacjami i chronione przez rząd przez bankructwem – trudno uważać za wcielenie wolnorynkowych pryncypiów.

Dlatego też nie sądzę, że ewidentną dyskryminacją kobiet (i pracowników małych przedsiębiorstw) przez banki zajmować powinien się Urząd Ochrony Konsumentów i Konkurencji czy jakakolwiek inna rządowa agenda. Takie absurdy trzeba po prostu punktować i ośmieszać.

Do tego pysznego wniosku prowadzi przygoda, która spotkała parę moich znajomych.Gdy starali się o kredyt hipoteczny, doradca kredytowy dociekał, pomimo otrzymanych zaświadczeń o zarobkach, czy ona - będąca w widocznej już ciąży - nie jest czasem na zwolnieniu lekarskim lub na urlopie macierzyńskim. Jak wyjaśnił, w takiej sytuacji jej dochody nie zostałyby uwzględnione przy obliczaniu zdolności kredytowej małżeństwa.

A przecież ciężarna kobieta jest chroniona przed zwolnieniem z pracy i ma gwarantowane – przez ZUS – przychody do końca urlopu macierzyńskiego. Być może bank zakłada, że po powrocie z urlopu młode matki automatycznie dostają wypowiedzenie, ale to przecież w perspektywie ponad roku może spotkać każdego pracownika. Ani chybi, bank nie ufa więc ZUS-owi!

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację