Jego rozmach krytykowano: że za dużo, że dlaczego w tylu miastach, że miną lata, kiedy te wszystkie hotele się zapełnią.

Teraz się okazuje, że pesymiści nie mieli racji. Po latach zastoju nasze ulice zapełniły się turystami. A Produkt Krajowy Brutto nie rośnie sam z siebie, tylko jest efektem biznesowych kontaktów, także osobistych. Bardzo często po konferencjach ich uczestnicy zostają w Polsce dzień lub dwa dłużej, tak jak to robią w Paryżu, Nowym Jorku czy Rzymie. Równie często się zdarza, że potem wracają z rodzinami.

Brytyjczycy i Brytyjki przyjeżdżają do Polski na wieczory panieńskie/kawalerskie. Hiszpanie na zwiedzanie, polowania i zakupy. Nagle ciekawi Polski zrobili się Arabowie i samoloty Emirates na trasie Warszawa – Dubaj zrobiły się pełne. Polskę chcą także zobaczyć Chińczycy i Koreańczycy, którzy zaczęli przylatywać do naszego kraju w drodze do „starej Europy". Wśród turystów nie brak i Rosjan, i Ukraińców, którzy chętnie wybierają Gdańsk na miejsce swojego ślubu. A polskie studentki zapraszają brytyjskich profesorów na wesela od Podlasia po Tatry. Potem ci profesorowie przyjeżdżają, bo chcą zobaczyć trochę więcej tego dziwnego kraju, który nauczył ich, jak może smakować prawdziwa wędlina. A Amerykanie dziwią się, że w ogóle jedzenie może być tak pachnące, a nie doprawiane ulepszaczami.

Dodajmy do tego wizerunek Polski budowany konsekwentnie na trzech kolejnych Expo – w japońskiej Nagoi, Szanghaju i teraz w Mediolanie. Pokazują one nowoczesny kraj z tradycją. W tej sytuacji nie ma co się dziwić sukcesom branży turystycznej i temu, że po różnych chybionych akcjach promocyjnych Polska stała się atrakcyjna, bo wypromowała się sama.

Przy tym hotelarstwo to branża wyjątkowa – daje pracę dostawcom usług i żywności. Dlatego trzeba o nią dbać. A 80 nowych hoteli w I połowie 2015 r. uznajmy za dobry rozbieg. Byle cały wyścig był jak najdłuższy.