Uczmy się na błędach Węgrów

Podwyżki płac bez wzrostu wydajności to recepta na większe bezrobocie, mniej inwestycji i deindustrializację – piszą ekonomiści.

Aktualizacja: 09.08.2015 22:52 Publikacja: 09.08.2015 22:00

Piotr Ciżkowicz

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Zbliżające się wybory parlamentarne sprzyjają nagłaśnianiu pomysłów, które są miłe dla ucha wyborców, ale groźne dla wzrostu gospodarki i – w efekcie – ich kieszeni. Takim pomysłem są podwyżki wynagrodzeń bez związku ze wzrostem wydajności pracy. Miałyby one podnieść udział płac w PKB, którego niski i rzekomo stale spadający poziom jakoby ogranicza innowacyjność polskiej gospodarki. Tymczasem ani nie jest on wyjątkowo niski, ani nie ogranicza innowacyjności.

Informacje sprzed dekady

Silny spadek udziału płac w PKB w Polsce jest odległą historią – skończył się na długo przedtem, zanim zaczął rozpalać polityczne emocje. Towarzyszył drugiej fali restrukturyzacji polskich przedsiębiorstw, którą zapoczątkował kryzys rosyjski w 1998 r. Tendencję tę wzmocniło zaostrzenie polityki pieniężnej w 2000 r.

Jednak około 2004 r., a więc 11 lat temu, spadek ten wyhamował. Od tamtej pory udział płac w PKB utrzymuje się mniej więcej na tym samym poziomie (bez względu na sposób pomiaru), poza przejściowym wzrostem w 2008 r. W naszym regionie niższy jest on w Czechach, na Słowacji, Łotwie, w Bułgarii i na Litwie, a wyższy w Estonii (nieznacznie), na Węgrzech (wyraźniej) i w Słowenii (znacząco).

Mimo że obecnie udział płac w PKB jest w Polsce dużo niższy niż na początku lat dwutysięcznych, to wyrażone w euro są one dwa razy wyższe niż wtedy. Można też za nie kupić prawie o połowę więcej dóbr.

W Polsce zarabia się lepiej niż np. na Węgrzech, choć tam udział płac w PKB jest wyższy niż u nas. Jest to pochodną niższego PKB na mieszkańca kraju nad Dunajem niż w Polsce.

Cena populizmu

Węgry, które jeszcze do połowy lat 90. przewyższały Polskę pod względem dochodu na mieszkańca bardziej niż obecnie Hiszpania, zapłaciły wysoką cenę za populizm. Jednym z jego przejawów było forsowanie podwyżek płac bez związku ze wzrostem wydajności pracy.

Działania takie jak skokowe podniesienie płacy minimalnej oraz wynagrodzeń w sektorze publicznym zdestabilizowały gospodarkę, a w konsekwencji zdławiły jej wzrost. Nie zapobiegły natomiast spadkowi udziału płac w PKB.

Doprowadziły do likwidacji wielu miejsc pracy. Do dziś na Węgrzech pracuje mniej osób niż na początku lat dwutysięcznych. W szczególności w przemyśle ubyła prawie jedna szósta miejsc pracy (dla porównania, w Polsce w tym czasie zatrudnienie wzrosło o prawie jedną dwunastą, w tym w przemyśle o ponad jedną ósmą). Problemy ze znalezieniem pracy w tym kraju zahamowały z kolei tendencję wzrostu płac.

Skutek postępu technicznego

Spadek udziału funduszu płac w PKB ma charakter globalny. Utrzymuje się na świecie od lat 70. Występuje nie tylko w większości gospodarek, zarówno wysoko rozwiniętych, jak i wschodzących, ale i sektorów. Odpowiada za nią postęp techniczny, który w ostatnich dziesięcioleciach polegał głównie na pojawianiu się coraz bardziej zaawansowanych maszyn i zasilał wykwalifikowaną pracę niezbędną do ich obsługi, a nie prace proste.

Czynnikiem dodatkowo zmniejszającym udział funduszu płac w PKB w krajach o wysokim dochodzie na mieszkańca, do których dołączyła Polska, jest wyodrębnianie z procesu produkcji etapów niewymagających szczególnych kwalifikacji i przenoszenie tych etapów do krajów o niskich kosztach wytwarzania.

Owo przenoszenie nie tylko osłabia pozycję przetargową osób o niskich kwalifikacjach w negocjacjach płacowych w zamożniejszych krajach. Przez długi czas łagodziło również żądania płacowe w ogóle, bo dotyczyło w dużo większym stopniu dóbr konsumpcyjnych niż inwestycyjnych. W rezultacie dobra konsumpcyjne stawały się relatywnie tańsze, co podnosiło siłę nabywczą płac, nawet jeśli dochody nie rosły.

Ponadto w Polsce w pierwszej połowie lat dwutysięcznych w kierunku zmniejszenia udziału funduszu płac w PKB działało wejście wyżu demograficznego na rynek pracy. W warunkach swobody przepływu dóbr i kapitału próby przeciwdziałania tendencjom globalnym w najlepszym razie byłyby zawracaniem kijem Wisły.

Podwyższanie płac niewyprzedzające wzrostu wydajności pracy pozwoliło znacząco zwiększyć zatrudnienie w naszym kraju. Od 2003 r., kiedy osiągnęło najniższy poziom, wzrosło o ponad 2,1 mln osób. Podobnie było w Niemczech, w których nastąpił niemal równie silny jak u nas spadek udziału płac w PKB w latach poprzedzających wybuch globalnego kryzysu finansowego.

Wysoka wydajność w stosunku do kosztów pracy przyciągnęła do Polski wiele inwestycji z zagranicy, w szczególności do przemysłu przetwórczego. Dzięki nim wzrosła rola przemysłu w Polsce. Podczas gdy w większości krajów UE zmniejszał się jego udział zarówno w zatrudnieniu, jak i w tworzeniu PKB, u nas było odwrotnie.

W latach dwutysięcznych przemysł zwiększał udział w tworzeniu PKB w tempie przekraczającym 5 proc. rocznie nie tylko w wyniku szybkiego wzrostu wydajności pracy, ale i zwiększenia zatrudnienia. Obecnie jego udział w zatrudnieniu jest o ponad połowę większy niż w krajach starej UE, a także nieco większy niż przeciętnie w pozostałych nowych krajach członkowskich (tam w latach dwutysięcznych udział ten spadł).

Zagraniczne źródło technologii

Inwestycje zagraniczne pozwoliły Polsce w latach dwutysięcznych niemal podwoić udział w światowym eksporcie. W tym samym czasie większość innych krajów UE, w tym nawet Niemcy, zmniejszała go. Na firmy z udziałem kapitału zagranicznego przypada niemal połowa polskiego eksportu.

Przedsiębiorstwa zagraniczne były znaczącym źródłem transferu technologii do Polski (wciąż są o prawie połowę bardziej wydajne niż firmy bez udziału zagranicznego). W małych gospodarkach otwartych, do których należy Polska, taki transfer odpowiada za około 90 proc. innowacji. Pomógł on Polsce radykalnie zmienić strukturę eksportu. Odsetek eksportu umiarkowanie lub wysoko zaawansowanego technologicznie wynosi prawie 60 proc. Dla porównania, jeszcze w połowie lat 90. wynosił 35 proc.

Jednak od wybuchu globalnego kryzysu finansowego zmniejsza się napływ bezpośrednich inwestycji do Polski. W latach 2008–2013 inwestycje typu greenfield zmalały ponadczterokrotnie. Tylko w połowie można ten spadek wyjaśnić zmniejszeniem tego rodzaju inwestycji na świecie, w tym w Europie czy nowych krajach członkowskich UE.

Forsowanie podwyżek płac bez związku ze wzrostem wydajności pracy mogłoby go jedynie pogłębić. Podcięłoby konkurencyjność dóbr wytwarzanych w naszym kraju wobec zagranicy oraz zmusiło firmy do ograniczenia zatrudnienia. Spowolnienie wzrostu polskiej gospodarki oraz zwiększenie się bezrobocia zahamowałby wzrost wynagrodzeń. W rezultacie, udział płac w PKB wcale nie musiałby się powiększyć. Uczmy się na węgierskich błędach.

Andrzej Rzońca jest członkiem Rady Polityki Pieniężnej, a Piotr Ciżkowicz jest adiunktem Szkoły Głównej Handlowej

Zbliżające się wybory parlamentarne sprzyjają nagłaśnianiu pomysłów, które są miłe dla ucha wyborców, ale groźne dla wzrostu gospodarki i – w efekcie – ich kieszeni. Takim pomysłem są podwyżki wynagrodzeń bez związku ze wzrostem wydajności pracy. Miałyby one podnieść udział płac w PKB, którego niski i rzekomo stale spadający poziom jakoby ogranicza innowacyjność polskiej gospodarki. Tymczasem ani nie jest on wyjątkowo niski, ani nie ogranicza innowacyjności.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację