Na tyle Bruksela oszacowała ich korzyści. Najważniejsze jednak w całej historii jest to, że – zdaniem Komisji – rządy Holandii i Luksemburga celowo umożliwiły obu firmom obniżenie obciążeń podatkowych. Komisja uznała więc to działanie za pomoc publiczną. Teraz na celowniku są Amazon i Luksemburg oraz Apple i Irlandia.
Tak zwane zachęty inwestycyjne, głównie w formie ulg podatkowych, to podstawowe narzędzie przyciągania dużych inwestycji bezpośrednich niemal na całym świecie. Takie zachęty zwykle przybierają formę licytacji, kto da więcej. Organizatorem takiej aukcji jest zwykle międzynarodowy koncern, a uczestnikami rządy państw. Granica między zachętą a pomocą publiczną jest bardzo cienka.
Polska też ma za sobą takie doświadczenia, rywalizując o inwestycje motoryzacyjne z sąsiadami: Słowacją, Czechami i Węgrami. Niektóre licytacje wygrywamy, niektóre przegrywamy, ale rodzi się pytanie, czy warto w ogóle brać w nich udział. Problem w tym, że często nie mamy wyboru, gdyż inwestycje krajowe nie zawsze wystarczają, choćby na utrzymanie niskiej stopy bezrobocia.
„Zachęcanie" koncernów to patologia. Im więcej krajów bierze w niej udział, tym trudniej z nią walczyć. To wynaturzenie wolnego rynku, które osłabia państwa kosztem wielkich koncernów. Tym bardziej że ostatni kryzys pokazał, iż kapitał ma jednak narodowość. Globalne firmy mają swoje siedziby, kraje pochodzenia, z których zwykle rekrutuje się większość ich kadry zarządzającej. W końcowym rozrachunku ich zyski z obcych rynków trafiają właśnie tam.
Polska, jako kraj, w którym ze świecą szukać rodzimych międzynarodowych koncernów, cierpi dotkliwie wskutek procesu, w którym sami bierzemy udział. Jak wynika z opublikowanego wczoraj raportu Fundacji Kaleckiego, aż połowa firm z kapitałem zagranicznym działających w naszym kraju nie zapłaciła w 2013 r. nawet złotówki podatku dochodowego.