Największe rozczarowanie odnoszące się do wyników gospodarczych pierwszej połowy roku jest bez wątpienia związane z inwestycjami. Można było wprawdzie oczekiwać, że po dwóch latach solidnego wzrostu dynamika ich ekspansji spowolni, ale obecnie wiele wskazuje na to, że zamiast spowolnienia wzrostu będzie w ujęciu rocznym spadek. Trudno w tej sytuacji mówić, abyśmy przybliżyli się do celu, jaki założył sobie obecny rząd: 25 proc. udziału inwestycji w PKB.
Słabe wyniki pierwszego półrocza dość powszechnie tłumaczone są opóźnieniami w wydatkowaniu unijnych funduszy, ale to jedynie część prawdy. Poza tym już sam fakt tak silnego oddziaływania projektów unijnych na ogólny poziom inwestycji niezbyt dobrze świadczy o sile i dojrzałości polskiej gospodarki. Projekty te charakteryzuje bowiem relatywnie niska produktywność, powinny więc one być jedynie tłem dla pozostałych inwestycji, a nie ich kołem napędowym.
Wyprzedza nas nawet Litwa
Czy jest powód, by się martwić? I tak, i nie. Najbardziej niepokojący jest znaczący spadek nakładów w sektorze przedsiębiorstw. Dane GUS (dla firm zatrudniających 50 i więcej osób) wskazują na ponad 7-procentową redukcję (w ujęciu rok do roku) wydatków inwestycyjnych w pierwszych sześciu miesiącach 2016 r. Sytuację tę można po części tłumaczyć czynnikami cyklicznymi: mniej więcej co trzy, cztery lata mamy bowiem „dołek" w inwestycjach firm. Patrząc jednak strukturalnie, powody do zmartwienia są i jest ich kilka.
Po pierwsze, generalnie mamy u nas w kraju niski poziom inwestycji przedsiębiorstw, więc nawet gdy odnotowują one „górkę", to w relacji do PKB znacząco odbiegają od inwestycji w innych krajach regionu. W latach 2005–2014 (za 2015 r. nie ma jeszcze pełnych danych) inwestycje firm w Polsce stanowiły średnio 10,4 proc. PKB (najwyższy udział – na poziomie 12 proc. – odnotowano w latach 2007–2008). To zdecydowanie najniższy wskaźnik ze wszystkich krajów naszego regionu należących do UE. Dla porównania, następna w kolejności Litwa może się pochwalić wskaźnikiem na poziomie 13,2 proc. Nie wspominając już nawet o takich krajach jak Bułgaria, Rumunia, Łotwa czy Estonia, gdzie udział mieścił się w granicach 17–19,5 proc.
W części różnice te da się wytłumaczyć przez różne dla różnych krajów potrzeby w zakresie odtwarzania istniejącego już majątku (im więcej w jakimś kraju aktywów, tym więcej nakładów wymaga samo utrzymanie ich obecnego stanu). Ale reszta odzwierciedla tempo modernizacji gospodarki.