A potencjał jest bardzo duży, bo przecież sklep internetowy, przynajmniej teoretycznie, może pozyskiwać klientów praktycznie z całego świata. Zakupów transgranicznych w handlu przez internet będzie przybywać. Wydawać by się mogło, że w dobie powszechnej globalizacji zawarcie takich transakcji nie powinno przysparzać żadnych trudności – niezależnie od kraju pochodzenia. Tak jednak nie jest.
Zaskakująco wysoki odsetek e-sklepów wciąż ogranicza dostęp do swojej oferty, stosując geoblokowanie. W ten sposób już na dzień dobry chcą mieć z głowy ewentualne problemy z reklamacjami, płatnościami, różnicami w przepisach czy z kosztami dostawy. Komisja Europejska chce ukrócić ten proceder. Korzyści z takiej decyzji wydają się oczywiste: konsument będzie miał większy wybór, a większa konkurencja w dłuższym okresie powinna zaowocować niższymi cenami. Z kolei przed przedsiębiorstwami otwiera się przestrzeń do dalszej ekspansji rynkowej i w konsekwencji do wzrostu przychodów. Jednak nie bez powodu szczególnie wysoki odsetek firm stosujących geoblokowanie znajdziemy w Niemczech czy we Francji, a więc w krajach, w których e-commerce ma długie tradycje. Geoblokowanie nie jest tam dziełem przypadku, ale świadomym wyborem, co pokazuje, że dla e-sklepów handel transgraniczny to tak naprawdę wyzwanie.
Wydaje się jednak, że najlepszym doradcą jest tutaj zdrowy rozsądek. Już sama konieczność uwzględnienia kosztów dostawy niekiedy rodzi pytanie o zasadność takiej transakcji. Trudno zakładać, aby ogromna rzesza klientów z odległego kraju rzuciła się do zakupów w danym e-sklepie, ale jeśli są tacy, dla których jakiś produkt ma unikalną wartość, to powinni mieć możliwość zakupienia go.
Dużym ryzykiem jest natomiast wrzucanie wszystkich produktów i usług do jednego worka i nieuwzględnianie specyfiki poszczególnych segmentów. Mowa tu chociażby o serwisach muzycznych, które również mogą zostać objęte zakazem geoblokowania. Branża przestrzega, że wymusi to zrównanie się cen w Europie, co negatywnie uderzy w rodzime podmioty.
Ustawodawcy mają twardy orzech do zgryzienia. Idea wydaje się słuszna, ale diabeł – również w zdigitalizowanym świecie – tkwi w szczegółach.