Co prawda w exposé podtrzymał kurs, że na węglu energetyka stoi i stać będzie – bo elektorat tego dnia tych słów oczekiwał. Jednak jak na byłego bankiera przystało, zbyt dobrze zna z Excela opłacalność tego typu inwestycji, aby podać w wątpliwość jej realizację. Stąd coraz trudniej znaleźć na to finansowanie, o czym piszemy w „Rzeczpospolitej".
Bloki węglowe w Polsce nie grzeją na „pełen zycher", bo mają konkurencję w postaci odnawialnych źródeł energii. Co prawda z każdym miesiącem ta konkurencja słabnie, ale zawodowa energetyka potrzebuje wsparcia, by poprawić rentowność. To wsparcie zapewnione zostanie z rynku mocy, który ostatnio uchwalili posłowie. Czyli każdy Polak dopłaci do tego, by elektrownie mogły zarabiać. Dodatkowo utrzymanie bloków węglowych będzie droższe ze względu na klimatyczne wymogi UE. Z jednej strony są to uprawnienia do emisji dwutlenku węgla – i koszty te będą rosły, bo Unia stawia coraz ambitniejsze cele, a sprawa druga to inwestycje w wychwytywanie szkodliwych związków, czego też Bruksela od nas wymaga.
Premier Morawiecki, który przez dwa lata kierował resortem rozwoju, zbyt dobrze wie, że konkurencyjność gospodarce zapewni tania energia, a w Polsce staje się ona coraz droższa. Na co postawi następca pochodzącej z górniczych Brzeszcz Beaty Szydło? Na brudny i mało opłacalny węgiel czy też zakończy wojnę z branżą OZE i postawi na szybką budowę małych reaktorów termojądrowych?
Panie premierze, czas na decyzję, bo na horyzoncie widać nie tylko rewolucję energetyczną, ale i coraz większą chmurę smogu. Energia elektryczna i cieplna wytwarzana jest nie tylko z wysokosprawnych instalacji, ale i starych kopciuchów, które co prawda są już na liście do wyłączenia i ich dni są policzone, ale z braku narodowej, czyli ponadpartyjnej, strategii dla elektroenergetyki cały czas trują, wytwarzając przy tym energię.