Dyrektorzy niechętnie o tym pomyśle opowiadają. Boją się buntu pracowników. – Chcemy płacić za czas rzeczywiście spędzony u nas, a nie w prywatnej przychodni – mówią nieoficjalnie. – Nie wiem, dlaczego do pracy w niepublicznej przychodni można przychodzić punktualnie, a do publicznego szpitala nie – dodaje kolejny dyrektor.
Na razie na sprawdzanie czasu pracy zdecydowało się zaledwie kilku szefów placówek.
– Zapowiedziałam załodze, że takie rozwiązanie wprowadzę. Problemem są oczywiście pieniądze, bo system ewidencjonowania czasu pracy kosztuje. Ale szpitale mazowieckie już zwróciły się do urzędu marszałkowskiego, by taki system sfinansował – mówi Luiza Staszewska, dyrektor radomskiego szpitala specjalistycznego.
W Niemczech nawet minutowe spóźnienie do pracy jest problemem
Karty magnetyczne wprowadził już gdański Szpital im. św. Wojciecha. – Z wejściówek korzysta 60 procent lekarzy. Nie chcemy niczego narzucać. Na korzystanie z kart lekarz musi wyrazić pisemną zgodę – opowiada dyrektor Krystyna Grzenia. Dlaczego nie wszyscy? – Lekarze niechętnie podchodzą do takich zmian. I tak się cieszę, że większość się zgodziła – odpowiada Grzenia.