Ministerstwo chce szybciej kształcić lekarzy

Czas nauki specjalizacji może się skrócić o kilka lat. To odpowiedź na malejącą liczbę medyków

Publikacja: 05.03.2009 02:00

Szpital kliniczny przy ul. Banacha w Warszawie.

Szpital kliniczny przy ul. Banacha w Warszawie.

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Ministerstwo Zdrowia opracowuje nowy projekt edukacji lekarzy – za kilka dni roześle go do konsultacji do innych ministerstw. Zakłada on m.in. likwidację tzw. stażu podyplomowego, tj. roku, który absolwent medycyny spędzał jako lekarz bez pełnego prawa wykonywania zawodu. Miał wtedy zdobywać praktyczne umiejętności. – Dla wielu był to czas przedłużonych wakacji – mówią młodzi lekarze.

Resort zdrowia chce włączyć staż do programu studiów. – Na zdobycie praktycznych umiejętności poświęcony byłby szósty rok – mówi minister Ewa Kopacz.

To pozwoli skrócić kształcenie lekarzy o rok. A medyków zaczyna brakować. – Zmiany weszłyby w życie w ciągu pięciu lat. Chcemy, by ci, którzy zaczynają studia, weszli w zmieniony system – dodaje Kopacz.

Przeciw temu protestuje samorząd lekarski. – Programy studiów są i tak przeciążone. Nie da się włączyć do nich dodatkowych zajęć – mówi Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Jego zdaniem zmiana byłaby bardzo kosztowna. – Uczelnie musiałyby kupić fantomy (modele części ciała – red.), bo coraz mniej pacjentów zgadza się na obecność studentów przy badaniu czy zabiegach – twierdzi Radziwiłł.

Ale eksperci ministerstwa już pracują nad zmianami programów kształcenia na uczelniach. – Więcej musi być zajęć z ratownictwa i onkologii. Z niektórych przedmiotów można zrezygnować – zapowiada Kopacz.

Przychylniejszym okiem samorząd patrzy na propozycje resortu pozwalające skrócić czas zdobywania specjalizacji. Będą one podzielone na dwie części: ogólną, jednakową dla wszystkich, i specjalistyczną. W tej chwili lekarze robią najpierw ogólną specjalizację, np. z interny, a po niej szczegółową, np. z nefrologii. Całość może trwać nawet dziesięć lat. Po zmianach kształcenie byłoby krótsze. – W żadnym zawodzie nie ma tak długiej ścieżki kariery – argumentuje Radziwiłł.

Pomysł, któremu najbliżej do realizacji (projekt ustawy jest już w Sejmie), to uzależnienie pensji lekarza od tego, czy wybierze on tzw. specjalizację deficytową. Mógłby wtedy zarobić nawet o 20 procent więcej. – Specjalności deficytowe będziemy uzależniać od potrzeb regionalnych. Na pewno znajdą się wśród nich anestezjologia, neonatologia, patomorfologia czy pediatria – mówi minister zdrowia.

Radziwiłł chwali pomysł, choć zastrzega: – Deficyt często powstaje sztucznie, ze względu na administracyjne wymogi, które narzuca NFZ. Np. teraz jednym z najbardziej poszukiwanych zawodów jest hipertensjolog. Tylko dlatego, że NFZ zażądał, by specjaliści z tej dziedziny leczyli powikłania nadciśnienia tętniczego. Na Zachodzie to bardzo rzadka specjalizacja.

I dodaje: – Lekarze każdej specjalności będą walczyć, by to ona znalazła się na liście deficytowych. Czekają nas nieustanne targi.

Samorząd jest też oburzony, że na zaopiniowanie przepisów o kształceniu lekarzy dostał tylko kilka dni. – Proponowaliśmy, by to izby organizowały prowadzenie specjalizacji. Ministerstwo nawet się do tego nie ustosunkowało – narzeka Radziwiłł.

Ochrona zdrowia
Lipcowe podwyżki dla pracowników ochrony zdrowia. AOTMiT zaczyna szacować koszty
Ochrona zdrowia
Alternatywa dla sanatorium? Pacjent musi więcej zapłacić, ale wybiera czas i miejsce
Ochrona zdrowia
Wybierasz się do sanatorium? Od 1 maja zapłacisz więcej. Jak wygląda cennik?
Ochrona zdrowia
Szanse i wyzwania w leczeniu raka płuca
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Ochrona zdrowia
Konsultant krajowa w dziedzinie położnictwa i ginekologii nt. aborcji w Oleśnicy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne