O lnianych opatrunkach nazywanych w środowisku medycznym odkryciem na światową skalę „Rz” pisała po raz pierwszy w ubiegłym roku. Pozwalają one leczyć rany, z którymi chorzy bezskutecznie zmagali się nawet po kilkanaście lat. Choć przynoszą pozytywne efekty tylko w leczeniu niektórych rodzajów ran (pochodzenia dermatologicznego, hematologicznego i nowotworowego), to z szacunków Polskiego Towarzystwa Leczenia Ran wynika, że ten problem dotyka ok. 100 tys. osób w Polsce.
Wszystko zaczęło się dziesięć lat temu, gdy prof. Jan Szopa-Skórkowski z Instytutu Biochemii i Biologii Molekularnej Uniwersytetu Wrocławskiego zajął się leczniczymi właściwościami genetycznie modyfikowanego lnu. Jesienią 2008 r. lekarze z wrocławskiego Wojskowego Szpitala Klinicznego przeprowadzili pierwsze badania kliniczne nad działaniem opatrunków.
Uczestniczył w nich m.in. 56-letni mężczyzna, który bez powodzenia leczył owrzodzenie żylne od 1981 r. Po 12-tygodniowej lnianej terapii jego rany (największa miała blisko 9 cm kw.) znikły całkowicie.
Dotychczasowe prace nad genetycznie zmodyfikowanym lnem pochłonęły 2 mln zł ze środków uniwersyteckich. By dalej je prowadzić, prof. Szopa-Skórkowski założył fundację, która zbiera pieniądze na rejestrację parafarmaceutyku i uruchomienie produkcji.
W maju, zupełnie niespodziewanie dla profesora, Ministerstwo Nauki zdecydowało się dofinansować jego projekt (podanie o grant naukowiec złożył pół roku temu). Większość z 6 mln zł od resortu jest przeznaczona przede wszystkim na kontynuowanie badań laboratoryjnych.