Reklama

Dr hab. Michał Jarząb: Nareszcie nie mamy zapóźnień

– Odsunięcie w czasie nawrotu raka jest nie do przecenienia i z punktu widzenia pacjentek, i całego społeczeństwa – mówi dr hab. Michał Jarząb z Centrum Diagnostyki i Leczenia Chorób Piersi Narodowego Instytutu Onkologii w Gliwicach.

Publikacja: 30.09.2025 05:04

Dr hab. Michał Jarząb: Nareszcie nie mamy zapóźnień

Foto: mat.pras.

1 października wchodzi w życie nowa lista refundacyjna, którą Ministerstwo Zdrowia określiło jako historyczną ze względu na liczbę nowych terapii, które zostały objęte refundacją. Najwięcej wskazań dotyczy chorób kobiecych, w tym raka piersi. Jakie pacjentki mogą liczyć na nowe możliwości leczenia?

Ta, nazwijmy to, „historyczność” polega na tym, że pojawił się moment w terapii raka piersi w Polsce, kiedy można stwierdzić, że nie mamy żadnych poważnych zapóźnień. Na ostatniej liście refundacyjnej znalazły się zarówno terapie bardzo długo oczekiwane (jak terapia w formie podań podskórnych dla pacjentek z HER2-dodatnim rakiem piersi), jak i zupełnie nowe leki dla pacjentek z chorobą przerzutową, w tym takie, które nie są klasyczną chemioterapią, ale wspierają terapię antyhormonalną raka piersi i są podawane doustnie.

Uwzględniono również rozszerzenia wskazań dla refundowanych już wcześniej, nowoczesnych koniugatów przeciwciało–lek – prawdziwie celowanych cząsteczek. Co istotne, do refundacji w leczeniu uzupełniającym trafił drugi inhibitor CDK4/6 – rybocyklib. W efekcie to, co obecnie oferujemy kobietom chorym na raka piersi w Polsce, absolutnie nie odbiega od europejskich standardów farmakoterapii.

Nowe terapie otrzymają pacjentki z wczesnym rakiem piersi. Jak duża jest ta grupa chorych?

To złożone zagadnienie. Termin „wczesny rak piersi” używany jest jako przeciwieństwo angielskiego określenia „zaawansowany rak piersi”. Rak „zaawansowany” oznacza w angielskim przede wszystkim chorobę z przerzutami. A w tym rozumieniu – zarówno w świetle brzmienia programu lekowego, jak i w praktyce leczenia – wczesny rak piersi obejmuje nie tylko bardzo małe guzy, ale także nowotwory większe, tzw. zaawansowane miejscowo.

Czytaj więcej

Problem z transportem organów do przeszczepów. „Ta kwestia wymaga uregulowania”

We wczesnym raku piersi część sytuacji to zachorowania u kobiet, u których w badaniach przesiewowych wykryto naprawdę mały guzek. Ich leczenie polega głównie na częściowej operacji usunięcia zmiany w piersi, radioterapii i hormonoterapii. Jednak znaczna grupa pacjentek w Polsce to kobiety z większym rakiem piersi – mówimy o zachorowaniach wysokiego ryzyka. To nowotwory, które – z powodu dużej średnicy, zajęcia węzłów chłonnych lub cech biologicznych – wiążą się z dużym ryzykiem przerzutów odległych. W takich przypadkach stosujemy podejście „wszystkie ręce na pokład”: oprócz operacji i radioterapii w leczeniu wykorzystuje się chemioterapię oraz – jeśli to możliwe – leki biologiczne.

Reklama
Reklama

Od tego roku sytuacja uległa zmianie w sposób przełomowy dzięki dostępowi do terapii cyklibami. Abemacyklib i objęty refundacją od 1 października rybocyklib to leki, które w istotny sposób uzupełniają standardowe leczenie. Na razie nie oznacza to, że używając ich można całkowicie pominąć chemioterapię, ale leki te oferują przedłużenie blokowania podziałów komórek nowotworu na długi czas – dwuletni w przypadku abemacyklibu i trzyletni w przypadku rybocyklibu. Tak długie stosowanie klasycznej chemioterapii byłoby niemożliwe. Dzięki temu chore z rakiem piersi wysokiego ryzyka mogą dziś przez kilka lat otrzymywać leczenie uzupełniające terapię hormonalną, które istotnie zmniejsza ryzyko progresji choroby – nawrotu miejscowego lub pojawienia się przerzutów odległych. Spośród około 20 tys. nowych rozpoznań raka piersi rocznie w Polsce ogromna większość dotyczy właśnie wczesnego stadium choroby, a co najmniej kilka tysięcy przypadków stanowią raki piersi wysokiego ryzyka. To niemała populacja pacjentek, które wymagają pomocy.

Ile czasu upływa od momentu objęcia terapii refundacją do momentu, w którym ona faktycznie staje się dostępna dla pacjentek?

Czas dostępu do nowych terapii w onkologii, dzięki działaniom Ministerstwa Zdrowia, znacząco się skraca. Nie możemy oczekiwać, aby proces przebiegał tak jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie w momencie rejestracji leku przez amerykańską Agencję Żywności i Leków FDA jest on od razu dostępny dla pacjentów – oczywiście tych z dobrym ubezpieczeniem. W Europie negocjacje systemów płatniczych z producentami leków są standardem i wpływają na redukcję cen. Dzisiaj proces wprowadzania nowych terapii przebiega w Polsce naprawdę szybko. Przykładem może być kapiwasertyb czy rybocyklib; ten ostatni z rejestracją europejską w listopadzie 2024 r. i refundacją w Polsce od 1 października 2025 r. Można więc powiedzieć, że w polityce lekowej dotyczącej raka piersi ministerstwo naprawdę trzyma rękę na pulsie.

Wspomniany rybocyklib został określony przez Ministerstwo Zdrowia jako terapia „mocno rekomendowana przez onkologów klinicznych i bardzo oczekiwana przez pacjentów”. Z czego wynikają te rekomendacje?

Zacznijmy od tego, że w onkologii obowiązuje pewien paradygmat, zgodnie z którym najpierw testuje się terapie w scenariuszu choroby przerzutowej. Oznacza to, że u pacjentów z bardzo zaawansowanym i łatwym do obserwowania nowotworem podaje się nowe leki i sprawdza ich działanie. Taka ocena możliwa jest w stosunkowo krótkim czasie – już po trzech, sześciu czy dziewięciu miesiącach widać, czy terapia przynosi efekty. W chorobie przerzutowej obserwujemy również twarde, choć smutne punkty końcowe: pacjent żyje dłużej albo krócej.

Kiedy wiadomo już, że dana grupa leków działa skutecznie w leczeniu choroby przerzutowej – a w przypadku inhibitorów CDK4/6 mamy trzy takie leki: najstarszy palbocyklib, a także abemacyklib i rybocyklib – zaczyna się myśleć o ich zastosowaniu u chorych z wczesnym rakiem piersi, czyli takim, który jeszcze nie dał przerzutów. Jest to tak zwane leczenie uzupełniające. Jego celem jest zapobieganie rozwojowi choroby rozsianej. Nie jest to jednak postępowanie wolne od kontrowersji, ponieważ na tym etapie badania kliniczne, którymi dysponujemy, mają obserwację cztero-, pięcio- czy sześcioletnią. Wciąż nie mamy całkowitej pewności, że te leki jednoznacznie wydłużają całkowite przeżycie, bo duża część chorych w tych badaniach – na szczęście! – nie miała jeszcze nawrotu. W najbliższym czasie mają być upowszechnione pierwsze silne dowody, że abemacyklib wpływa na czas życia, natomiast rybocyklib – badany nieco później – potrzebuje jeszcze czasu, aby takie dane zostały zgromadzone. Sam fakt, że dzięki tym lekom zmniejsza się ryzyko rozwoju przerzutowej postaci raka piersi, ma jednak ogromne znaczenie. Rozpoznanie choroby przerzutowej oznacza bowiem na razie wyrok – jednoznaczną informację, że pacjentka nie zostanie wyleczona. Jej perspektywa nie jest beznadziejna w krótkiej perspektywie, ale średni czas przeżycia wynosi około pięciu-sześciu lat. To niezwykle poważna diagnoza, która w ogromnym stopniu dezorganizuje życie i pacjenta, i jego rodziny; kobiety na dobrych kilka lat muszą funkcjonować z wieloma ograniczeniami, często nie tylko pracy zawodowej, ale również codziennej aktywności i roli w rodzinie. Dlatego efekt działania inhibitorów CDK4/6 – czyli odsunięcie w czasie nawrotu raka – jest nie do przecenienia, zarówno z punktu widzenia jednostek, jak i całego społeczeństwa.

Jakich pacjentek dotyczy wskazanie do leczenia rybocyklibem?

Rybocyklib, podobnie jak abemacyklib, jest obecnie zarejestrowany zarówno w leczeniu pacjentek z przerzutowym rakiem piersi, jak i u chorych bez przerzutów odległych. W chorobie rozsianej lek może być stosowany bez ograniczeń czasowych – pod warunkiem, że jest skuteczny i potwierdzamy jego działanie w badaniach obrazowych, takich jak tomografia czy rezonans magnetyczny. Z kolei u pacjentek bez przerzutów rybocyklib może być stosowany w sytuacjach, gdy zajęte są węzły chłonne, nowotwór ma wysoki stopień złośliwości (w badaniu histopatologicznym tzw. niskie zróżnicowanie, czyli G3 – najwyższy, trzeci stopień agresywności raka piersi), lub gdy guz ma powyżej dwóch centymetrów średnicy, jest stopnia G2 i dodatkowo występują tzw. biologiczne czynniki ryzyka. Kryteria kwalifikacji są więc dość złożone, a praca onkologa wymaga szczegółowej analizy każdego przypadku.

Niestety, mamy w Polsce poważny problem związany z diagnostyką – testy genomiczne, które służą do kwalifikacji pacjentek do leczenia we wczesnym raku piersi, nie są refundowane. W praktyce oznacza to, że musimy rozmawiać z chorymi o tym, czy są gotowe samodzielnie wydać ponad 9 tys. zł na najtańszy z dostępnych testów, czy też mamy podejmować decyzję na podstawie przybliżonych danych klinicznych i własnej oceny. Część pacjentek decyduje się zapłacić za badanie, część jednak nie ma takiej możliwości finansowej i oczekuje, że decyzję podejmiemy bez testu.

Reklama
Reklama

Muszę przyznać, że jeszcze niedawno nie odczuwałem takiego dyskomfortu, kiedy w takiej sytuacji mówiłem: „skoro nie możemy wykonać testu, musimy zdecydować się na chemioterapię”. Dziś jednak ta kwestia coraz bardziej mi doskwiera – może dlatego, że z jednej strony mamy dostęp do bardzo kosztownych terapii farmakologicznych i leczymy pacjentki na poziomie najwyższych europejskich standardów; z drugiej – diagnostyka pozostaje u nas suboptymalna, a pod względem dostępu do nowoczesnych testów genetycznych jesteśmy w ogonie Europy.

Co jeszcze wymaga poprawy?

Jesteśmy w słabej sytuacji również w zakresie badań skryningowych, czyli wczesnego wykrywania raka. Oznacza to, że pacjentki zbyt późno trafiają do onkologa, a nowotwór jest już duży – a więc wysokiego ryzyka. Jeśli poprawią się statystyki dotyczące udziału kobiet w programach mammografii, to ograniczymy liczbę pacjentek z rakiem wymagającym intensywnego leczenia – wczesne wykrywanie małych raków piersi ma kluczowe znaczenie, ponieważ ich leczenie jest znacznie mniej kosztowne. Kobiety regularnie zgłaszające się na mammografię oszczędzają więc nasze wspólne zasoby – pieniądze podatników.

Mamy w Polsce poważny problem związany z diagnostyką – testy genomiczne, które służą do kwalifikacji pacjentek do leczenia we wczesnym raku piersi, nie są refundowane

dr hab. Michał Jarząb

Inna kwestia to dostęp do ośrodków kompleksowego leczenia raka piersi, tzw. centrów kompetencji. Jest ich w Polsce kilkadziesiąt, a powinny obejmować populacje nie większe niż 500 tys. chorych – czego na razie nie osiągamy w większości województw. Model centralizacji kompetencji terapeutycznych powinniśmy popularyzować – jako onkolodzy, chcielibyśmy, żeby było coraz więcej ośrodków, które znajdują się blisko pacjenta, ale równocześnie łączą zarówno chirurgię, radioterapię, jak i leczenie systemowe raka i opiekę po leczeniu. Niestety, nie udało się jeszcze zbudować idealnego systemu nadzoru nad pacjentami. Konieczna jest intensywna współpraca ze środowiskiem lekarzy rodzinnych, żeby zapewnić pacjentom po leczeniu raka dostęp do części niezbędnych procedur za pośrednictwem ich poradni.

Farmakoterapia jest najdroższym elementem systemu, ale jednocześnie stosunkowo prostym do zorganizowania – choć problemem jest brak zasobów ludzkich. Pozostałe działania, które wcale nie są tak kosztowne, wymagają znacznych nakładów systemowych – zarówno na poziomie pracy poszczególnych jednostek opieki zdrowotnej, jak i w skali całego państwa, w ramach budowania kompleksowego systemu opieki zdrowotnej. W tym zakresie liczymy na wsparcie narzędzi Krajowej Sieci Onkologicznej, która jest systemem strukturalizującym działania i może znacząco pomóc w poprawie organizacji leczenia chorych na nowotwory.

1 października wchodzi w życie nowa lista refundacyjna, którą Ministerstwo Zdrowia określiło jako historyczną ze względu na liczbę nowych terapii, które zostały objęte refundacją. Najwięcej wskazań dotyczy chorób kobiecych, w tym raka piersi. Jakie pacjentki mogą liczyć na nowe możliwości leczenia?

Ta, nazwijmy to, „historyczność” polega na tym, że pojawił się moment w terapii raka piersi w Polsce, kiedy można stwierdzić, że nie mamy żadnych poważnych zapóźnień. Na ostatniej liście refundacyjnej znalazły się zarówno terapie bardzo długo oczekiwane (jak terapia w formie podań podskórnych dla pacjentek z HER2-dodatnim rakiem piersi), jak i zupełnie nowe leki dla pacjentek z chorobą przerzutową, w tym takie, które nie są klasyczną chemioterapią, ale wspierają terapię antyhormonalną raka piersi i są podawane doustnie.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Zdrowie
Skuteczne prawo patentowe musi iść w parze z innowacjami
Zdrowie
Jak wykorzystać dane pacjentów i nie stracić zaufania
Materiał Promocyjny
Jak nowoczesne aparaty słuchowe marki Signia mogą ułatwić komunikację na wakacyjnym wyjeździe?
Zdrowie
Nowa nadzieja dla chorych na cukrzycę. Naukowcy dokonali nowatorskiego przeszczepu
Zdrowie
Różnorodność, jakość, technologia – przepis Futuremed na skuteczną telemedycynę
Reklama
Reklama