O zagłuszaniu telefonów powiedział w piątek w Radiu Zet szef BOR gen. Marian Janicki. Potwierdził tym samym to, o czym mówili wszyscy, którzy w taki czy inny sposób byli zaangażowani w protest: pielęgniarki, dziennikarze, nawet były szef MSWiA Janusz Kaczmarek.
Po południu, po specjalnej naradzie z premierem, ministrowie chcą, by prokuratura odpowiedziała na dwa pytania. Po pierwsze, czy sprzęt do zagłuszania telefonów komórkowych był zastosowany legalnie. I po drugie, czy długie przebywanie w polu elektromagnetycznym nie stanowiło zagrożenia dla zdrowia czterech sióstr okupujących budynek. – Takich urządzeń zwykle używa się krótko, np. na dwugodzinnym posiedzeniu Rady Ministrów – mówi nasz rozmówca z Kancelarii Premiera. – Skoro kobiety przebywały w zasięgu pola przez tydzień, trzeba sprawdzić, czy mogło im to zaszkodzić.
Ten sam rozmówca podaje, że w Kancelarii używano dwóch rodzajów urządzeń: na początku okupacji budynku słabszych, a gdy kobiety poradziły sobie z nimi i prowadziły rozmowy telefoniczne, wychylając się przez okno, zamontowano urządzenia mocniejsze, obejmujące także najbliższą okolicę budynku.
W rządowym komunikacie napisano tylko, że „wbrew zapewnieniom ówczesnego rządu pielęgniarki były narażone na działanie pola elektromagnetycznego. Dalsze postępowanie prowadzi prokuratura”. W TVN 24 minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski powiedział, że nic nie wskazuje, by kobiety w Kancelarii stwarzały takie zagrożenie bezpieczeństwa, żeby trzeba było wobec nich użyć urządzeń wygłuszających.
Kto zlecił użycie urządzeń zagłuszających? Janusz Kaczmarek i Zbigniew Ziobro wzajemnie się o to oskarżają