Referendum to wygodne narzędzie dla rządzących. Politycy go używają, kiedy chcą podzielić się odpowiedzialnością z obywatelami za decyzje, których sami boją się podjąć. Ale także wtedy, gdy chcą storpedować niepopularne pomysły swoich konkurentów, i wówczas, gdy chcą na przedreferendalnej debacie zbić polityczny kapitał.
Z tego punktu widzenia pomysł prezydenta jest dobry. Nawet bardzo dobry – dla Lecha Kaczyńskiego. Bo prezydent zna wyniki sondaży i zdaje sobie sprawę, że większość Polaków jest przeciwna oddaniu szpitali w prywatne ręce. Nawet jeśli do referendum nie dojdzie, to przy okazji dyskusji na ten temat Kaczyński nie tylko zdobędzie parę punktów społecznego poparcia, ale też utrze nosa Donaldowi Tuskowi i obniży notowania Platformy.
Jednak dla państwa polskiego i dla jego obywateli – to pomysł bardzo zły. Bo w sprawie prywatyzacji szpitali nie będzie spokojnej debaty – o co nieco obłudnie apeluje w swoim orędziu prezydent – ale polityczna awantura. Nie będzie wypracowywania merytorycznych rozwiązań, ale gra na najsilniejszych emocjach, w której – z oczywistych przyczyn – Lech Kaczyński także będzie uczestniczyć. To będzie gra na naszym strachu o zdrowie i życie – nasze własne i naszych bliskich.
Co gorsza, skutkiem pomysłu prezydenta może być storpedowanie prywatyzacji szpitali. Będziemy nadal mogli korzystać z zagwarantowanego przez konstytucję „równego dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych” – tyle że, tak jak dotychczas, będzie to dostęp do kolejek w placówkach państwowych, w większości niedofinansowanych, źle zarządzanych, niekorzystających z nowoczesnych metod medycznych. Leczyć nas będą zmęczeni i źle opłacani lekarze, myślący tylko o tym, jak załapać się do pracy na Zachodzie.
Panu prezydentowi i tym, którzy boją się prywatyzacji służby zdrowia, warto przypomnieć, że w Polsce już 80 proc. przychodni stało się niepublicznymi zakładami opieki zdrowotnej. Podpisują one kontrakty z NFZ, więc pacjenci nadal nie płacą za ich opiekę. A działają nieporównanie sprawniej niż w swoim państwowym wcieleniu. Jest zresztą w Polsce także około setki skomercjalizowanych lub prywatnych szpitali. Ich sukces to najlepsza zachęta do prywatyzacji pozostałych.