Lekarze z oddziałów ratunkowych alarmują, że trafiają do nich pacjenci, których powinni się udać do lekarza rodzinnego lub przychodni specjalistycznej. Przez to w kolejce po pomoc trzeba czekać nieraz kilka godzin. – Napór chorych na oddział jest tak duży, że muszę stosować metodę, którą wykorzystuje się na polu bitwy: dzielić ludzi na wymagających natychmiastowej pomocy i takich, którzy mogą poczekać – denerwuje się lekarz pracujący na oddziale ratunkowym.
[srodtytul]Bo nie trzeba czekać[/srodtytul]
Pojawiają się pacjenci proszący o zmierzenie ciśnienia, o wypisanie recepty, tacy, których od kilku tygodni boli kręgosłup.
Dlaczego wybierają oddział ratunkowy? Bo zostaną przyjęci natychmiast, a na wizytę u specjalisty trzeba czekać tygodniami albo miesiącami. Najwięcej takich osób jest po południu, bo wtedy nie można już ich odesłać do przychodni. Powinna ich przyjmować tzw. nocna pomoc lekarska, ale ta w wielu miastach nie działa.
Zaskakujące jest to, że na badania do szpitali odsyłają ich często lekarze z przychodni. – Chorzy mówią nam o tym – potwierdza dr Michał Maksymowicz, lekarz medycyny ratunkowej ze szpitala na ul. Wołoskiej w Warszawie.