Co zrobić, gdy nie wystarczają nawet najgorętsze esemesy? Gdy wideopołączenia przez Skype to za mało, a kochanków dzielą tysiące kilometrów? Internet nauczył nas, że w komunikacji odległość nie ma znaczenia. Możemy rozmawiać przez komórki, przesyłać sobie zdjęcia między komputerami, nawet widzieć się na żywo dzięki kamerom wideo zainstalowanym w smartfonach i tabletach.
Ale zmysł dotyku pozostał „niezagospodarowany". Można rozmawiać bez uścisku dłoni, serdecznie się przywitać bez poklepywania po plecach – przekonuje rozsądek i praktyka wideopołączeń. Tylko z tym seksem bez dotyku wychodzi raczej średnio...
Niewinne początki
Ale dla rozdzielonych kochanków sprawy wyglądają coraz lepiej. Mechaniczne interfejsy podłączające nasze ciała do komputera i Internetu działają coraz sprawniej, choć na pierwszy rzut oka mogą budzić rozbawienie.
Weźmy urządzenia opracowane przez jeden z najlepszych na świecie instytutów specjalizujących się w wirtualnej rzeczywistości i teleobecności – japoński Tachi Labs przy Uniwersytecie Keio. HaptiHug miał zrewolucjonizować ludzkie interakcje za pośrednictwem Internetu. Specjalna kamizelka wkładana na ramiona i klatkę piersiową jest sterowana zdarzeniami w Internecie (np. w popularnej niegdyś grze „Second Life"). Siłowniki ściskają „ręce" na plecach, co zdaniem Japończyków ma dać złudzenie przytulania, gdy postacie na ekranie się witają. Do kompletu są jeszcze urządzenia HaptiHeart (zakładane z przodu), które wibracjami w okolicach serca ma symulować uczucie gniewu i strachu, HaptiButterfly (siłowniki dają wrażenie „motyli w brzuchu" na widok ukochanej osoby) czy wreszcie HaptiTickler, czyli elektroniczne łaskotki.