Dotyk w czasach Internetu

To nie będzie tekst o sprośnych wiadomościach, czatach z nieznajomymi czy kamerkach wideo. Będzie o fizyczności, dotyku i pożądaniu. No i o smartfonach.

Publikacja: 11.05.2013 01:04

Co zrobić, gdy nie wystarczają nawet najgorętsze esemesy? Gdy wideopołączenia przez Skype to za mało, a kochanków dzielą tysiące kilometrów? Internet nauczył nas, że w komunikacji odległość nie ma znaczenia. Możemy rozmawiać przez komórki, przesyłać sobie zdjęcia między komputerami, nawet widzieć się na żywo dzięki kamerom wideo zainstalowanym w smartfonach i tabletach.

Ale zmysł dotyku pozostał „niezagospodarowany". Można rozmawiać bez uścisku dłoni, serdecznie się przywitać bez poklepywania po plecach – przekonuje rozsądek i praktyka wideopołączeń. Tylko z tym seksem bez dotyku wychodzi raczej średnio...

Niewinne początki

Ale dla rozdzielonych kochanków sprawy wyglądają coraz lepiej. Mechaniczne interfejsy podłączające nasze ciała do komputera i Internetu działają coraz sprawniej, choć na pierwszy rzut oka mogą budzić rozbawienie.

Weźmy urządzenia opracowane przez jeden z najlepszych na świecie instytutów specjalizujących się w wirtualnej rzeczywistości i teleobecności – japoński Tachi Labs przy Uniwersytecie Keio. HaptiHug miał zrewolucjonizować ludzkie interakcje za pośrednictwem Internetu. Specjalna kamizelka wkładana na ramiona i klatkę piersiową jest sterowana zdarzeniami w Internecie (np. w popularnej niegdyś grze „Second Life"). Siłowniki ściskają „ręce" na plecach, co zdaniem Japończyków ma dać złudzenie przytulania, gdy postacie na ekranie się witają. Do kompletu są jeszcze urządzenia HaptiHeart (zakładane z przodu), które wibracjami w okolicach serca ma symulować uczucie gniewu i strachu, HaptiButterfly (siłowniki dają wrażenie „motyli w brzuchu" na widok ukochanej osoby) czy wreszcie HaptiTickler, czyli elektroniczne łaskotki.

Osoba ubrana w te wszystkie urządzenia wygląda tak, że rzeczywiście lepiej, aby pozostała przed monitorem.

Równie nieprzydatny okazał się stworzony w 2009 roku KissPhone. Pomysł francuskiego wynalazcy Georges'a Koussourosa był prosty – telefon służy nam do przesyłania tekstu, wideo i głosu, brakuje w nim możliwości przesyłania bodźców dotykowych. Specjalna powierzchnia w „pocałunkofonie" miała mierzyć ciśnienie, ruch warg, ich temperaturę i wysyłać to do odpowiednio wyposażonego telefonu odbiorcy. Tam te dane były odtwarzane.

Autor projektu KissPhone szedł dalej. Chciał, aby w banku pamięci przechowywać informacje o wzorcach pocałunków idoli, a te wrażenia zamierzał sprzedawać fanom.

O tym samym mówią zresztą Japończycy z Laboratorium Kajimoto z tokijskiego Uniwersytetu Elektrokomunikacji. Aparat, który skonstruował Nobuhiro Takahashi, w niczym nie przypomina jednak kuszących ust. To kawałek słomki sterczącej z plastikowego pudełka. Obracając ją językiem, Takahashi wywołuje podobne ruchy w drugim, podobnym urządzeniu połączonym kablami. Całość nosi niezbyt seksowną nazwę K-LRMCD. – Pocałunek zawiera jeszcze poczucie smaku, sposób oddychania i wilgoć języka – wylicza ze znawstwem młody wynalazca. – Jeżeli uda nam się to odtworzyć, dostaniemy potężne urządzenie.

Gra wstępna

Najnowszy pomysł inżynierów to Kissinger – specjalny automat do całowania. Ruchy warg człowieka całującego jedno urządzenie odwzorowywane są na drugim – wystarczy przyłożyć wargi, aby poczuć usta partnera – reklamuje to dr Hooman Samani z Lovotics.

Skoro było już przytulanie i pocałunki, pora przejść dalej. Durex Australia proponuje wibrującą bieliznę sterowaną ze smartfonu partnera lub partnerki. Komplet Fundawear składa się z męskich slipków, damskich majtek i stanika oraz specjalnej aplikacji na telefon. W strategicznych miejscach bielizny wszyto wibrujące elementy, które aktywuje się, dotykając punktów na ekranie smartfona.

„Czuję, jakbyś mnie dotykał" – zapewnia na filmie w YouTubie modelka reklamująca Fundawear. W każdej miseczce stanika umieszczono po pięć wibrujących elementów. W męskich slipach jest ich aż sześć.

Durex przekonuje, że to pierwsze tego rodzaju połączenie ubrania i zdalnego sterowania przez Internet, ale to nie do końca prawda. Przemysł pornograficzny wpadł na to już w 1999 roku. Vivid Entertainment (firma znana głównie z produkcji „filmów dla dorosłych") stworzyła cały strój z 36 czujnikami i elektrodami. Cyber Sex Suit wykonany był z neoprenu (ten materiał wykorzystywany jest do szycia pianek do nurkowania). A elektrody sterowane z komputera za pomocą myszki wyzwalały słaby impuls elektryczny wystarczający do krótkiego naprężenia mięśni.

Cyber Sex Suit okazał się rynkową klapą. Powolny Internet często się zawieszał, przerywając zabawę w najciekawszych chwilach, albo dostarczał kilka wyładowań w jednym momencie – z dość nieciekawymi skutkami. Ubiór okazał się nawet niebezpieczny dla życia osób z rozrusznikami serca. Aparatura psuła się też w „wilgotnym otoczeniu", co stawiało pod dużym znakiem zapytania jej przydatność w praktyce. W 2000 roku Vivid strój wycofał.

Od tego czasu technika poszła jednak do przodu, a i potencjalni odbiorcy nieco się ośmielili. Dla nich przeznaczony jest zestaw OhMiBod – wibrator z możliwością podłączenia do... iPoda. Producent (sprzęt kosztuje niecałe 60 dolarów) przekonuje, że nic nie działa tak dobrze, jak połączenie ulubionej muzyki z dopasowanymi do niej wibracjami.

Jeżeli takie oryginalne akcesoria do iPoda to za mało, Remote Pleasure oferuje VIVI – w wersji dla pani i pana. Wibratory mogą być sterowane muzyką, ale również przez Internet – przez np. partnera w podróży służbowej. Jest też opcja dla pań, których mężowie nie mogą się oderwać od pilota od telewizora – wibratorem można sterować zdalnie z kanapy. Cena też jest przystępna: wersja damska kosztuje 80 dolarów, pakiet iMen – 100 dolarów.

Jeszcze za mało? Nowa gałąź elektroniki określana nazwą „teledildonics" może więcej. Najbardziej zaawansowany jest system do zdalnego seksu firmy LovePalz. Dla kobiety przeznaczony jest „moduł" HERA – wibrator, który można sparować przez Bluetooth z telefonem komórkowym. Tak samo łączy się ze smartfonem męski ZEUS – cylinder z silniczkami mający być odpowiednikiem waginy. Czujniki w ZEUSIE odczytują tempo ruchów i przesyłają to przez Internet do partnerki. HERA zaś mierzy napięcie mięśni kobiety, co przekładane jest na pracę silniczków ZEUSA. Wszystko to dzieje się, gdy kochankowie widzą się przez połączenie wideo w telefonie.

Wszystko, co muszą zrobić, to kupić aplikacje na telefon w sklepie Google Play lub App Store.

Co zrobić, gdy nie wystarczają nawet najgorętsze esemesy? Gdy wideopołączenia przez Skype to za mało, a kochanków dzielą tysiące kilometrów? Internet nauczył nas, że w komunikacji odległość nie ma znaczenia. Możemy rozmawiać przez komórki, przesyłać sobie zdjęcia między komputerami, nawet widzieć się na żywo dzięki kamerom wideo zainstalowanym w smartfonach i tabletach.

Ale zmysł dotyku pozostał „niezagospodarowany". Można rozmawiać bez uścisku dłoni, serdecznie się przywitać bez poklepywania po plecach – przekonuje rozsądek i praktyka wideopołączeń. Tylko z tym seksem bez dotyku wychodzi raczej średnio...

Pozostało 90% artykułu
Materiał Promocyjny
Kod Innowacji - ruszył konkurs dla firm stawiających na nowe technologie w komunikacji z konsumentami
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
Polska na czele rewolucji technologii kwantowych
Nowe technologie
Niewykrywalny bombowiec strategiczny Sił Powietrznych USA odbył pierwszy lot
Nowe technologie
Co mówią kury? Naukowcy opracowali tłumacza, użyli sztucznej inteligencji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nowe technologie
Prof. Zybertowicz: AI może potraktować ludzkość jak budowniczy autostrad traktują mrowiska