Tesla z elektrycznymi limuzynami zabiła koncernom motoryzacyjnym ćwieka – odniosła sukces tam, gdzie wyjadacze połamali sobie zęby. Znalazła sposób na elektryczne auta, a limuzyna Tesla model S wprawiła klientów w ekstazę. W konsumenckich badaniach w USA ten samochód oceniono bardzo wysoko.
Przy tak dobrym przyjęciu przez rynek, w tym roku Tesla zwiększy produkcję o blisko połowę, do 55 tys. aut. Przedstawiciele marki obiecują, że w 2020 roku Tesla będzie rocznie produkować pół miliona samochodów.
Nagle producent, którego akcje zostały w maju ub.r. ocenione jako śmieciowe, stał się wzorem do naśladowania dla całego przemysłu. Nikt już nie śmieje się z wartych 5 mld dol. akumulatorów ani ze strat spółki.
Najlepszym dowodem podziwu, jaki wzbudzają w koncernach motoryzacyjnych elektryczne auta amerykańskiego producenta, są wzorowane na tesli S elektryczne limuzyny wystawione na salonie samochodowym we Frankfurcie.
Porsche zaprezentowało koncepcyjny mission S, o łudząco podobnej budowie do tesli S, z czterodrzwiowym nadwoziem, akumulatorami w podłodze i dwoma silnikami elektrycznymi. Niemieckie auto trafi do sprzedaży najwcześniej za pięć lat, ale Porsche już obiecuje, że zasięg przekroczy 500 km, a dzięki mocy 600 KM przyspieszenie od 0 do 100 km/h potrwa niecałe 3,5 sekundy. To porównywalnie z teslą model S P85D.