Kamery Trendnet wykorzystywane są do monitorowania pomieszczeń w domach — salonów i sypialni. Dostęp do nich wymaga znajomości adresów internetowych oraz odpowiednich haseł. A przynajmniej powinien wymagać. Jak jednak przekonał się jeden z użytkowników, niektóre modele takich urządzeń udostępniają obraz w Internecie wszystkim, którzy podadzą odpowiedni adres IP — niezależnie od tego, czy są chronione hasłem, czy nie.

Swoim odkryciem podzielił się na blogu. W Internecie natychmiast pojawiły się linki z adresami kamer, przez które można na żywo podglądać nieświadomych niczego użytkowników. Jak podaje BBC dotąd internauci namierzyli 679 adresów takich kamer. Niektóre są skojarzone z fizycznym adresem z Google Maps. Można przeczytać komentarze podglądaczy: „Ktoś widział gołego faceta w łazience", albo „Wydaje mi się, że gość robił przysiady". Trendnet stara się obecnie przygotować aktualizacje oprogramowania kamer, które załatają lukę.

- Dowiedzieliśmy się o tym 12 stycznia. Dotąd zidentyfikowaliśmy 26 modeli kamer z wadliwym oprogramowaniem — tłumaczy Zak Wood, szef marketingu Trendnet. Firma próbuje się skontaktować z użytkownikami, jednak nie wszyscy zarejestrowali swoje produkty przez Internet. Uczyniło tak tylko ok. 5 proc. klientów — przyznają przedstawiciele firmy. Wstrzymano również dostawy wadliwych produktów do czasu przygotowania programowej łatki.