Armia amerykańska chciałaby mieć takie maszyny do celów wywiadowczych. Wypełnione helem i zdalnie sterowane sterowce mogłyby być wyposażone w aparaturę używaną do wykrywania i śledzenia. Same trudne do wykrycia, mogłyby zawisnąć w powietrzu na dużej wysokości na wiele dni i – co najważniejsze – zabrałyby na pokład masę elektronicznego wyposażenia.
W razie potrzeby mogłyby służyć jako woły robocze dostarczające sprzęt wojskowy do baz w trudno dostępnym terenie. W przyszłości można by je uzbroić w rakiety.
Tabu po katastrofie
W ramach programu „Long Endurance Multi-Intelligence Vehicle" (LEMV) brytyjska firma Hybrid Air Vehicle wraz z amerykańskim partnerem Northrop Grumman na zlecenie armii USA skonstruowała prototyp takiej maszyny. Po raz pierwszy w sierpniu odbył półtoragodzinny lot nad Lakehurst Naval Air Station w New Jersey.
Pierwszy lot maszyny, jak na ironię, odbył się w miejscu, w którym słynny niemiecki sterowiec Hindenburg stanął w płomieniach podczas cumowania w 1937 r. Błyskawicznie rozprzestrzeniający się pożar strawił 245-metrowego kolosa wypełnionego wodorem. Zginęło 13 pasażerów i 22 członków załogi oraz jedna osoba z obsługi naziemnej.