Chociaż przejechanie 100 kilometrów autem elektrycznym kosztuje 7 zł, a więc kilka razy mniej niż samochodem z silnikiem spalinowym, klienci są powściągliwi wobec nowości. W pierwszej połowie 2015 r. w Polsce urzędy zarejestrowały 136 aut elektrycznych.
Importerzy twierdzą, że zainteresowanie rośnie, bo sprzedaż jest ponad dwa razy większa od ubiegłorocznej. Elektryczne modele mają w ofercie BMW, Mitsubishi, Nissan i Renault. Są one o 30–40 proc. droższe od porównywalnych wielkością modeli spalinowych. W Polsce nie ma dopłat do samochodów elektrycznych. W Norwegii, gdzie miesięcznie sprzedaje się tysiąc takich aut, państwo dopłaca do ceny pojazdu i do opłat drogowych.
Pojazdy elektryczne wspierane są przez polskie miasta. W Warszawie mogą (po wyrobieniu przepustki) wjeżdżać na Trakt Królewski, we Wrocławiu i Gdańsku zwolnione są z opłat za parkowanie, w Krakowie płacą połowę stawki, a w Szczecinie i Tarnowie opłaty są symboliczne. Łącznie 17 samorządów wspiera samochody elektryczne.
Pomoc miast to jednak mało. Auta elektryczne wymagają ładowania co ponad 100 kilometrów. W Warszawie RWE postawiło dziesięć słupków do ładowania. Podobne były w kilku stołecznych centrach handlowych, ale z braku zainteresowania zostały zdemontowane. W Trójmieście Grupa Energa udostępniła bezpłatnie pięć punktów ładowania samochodów, które posiadają gniazda ładowania zgodne z jednym ze standardów: CHAdeMO, SAEJ1772, VDE-AR-E 2623-2-2 – Mennekes.
Dotychczas uruchomione zostały trzy punkty CHAdeMO i po jednym pozostałych typów.