– Na początku lat 90. były okresy, kiedy nie pobierano wynagrodzenia od kupującego, ale również były lata, kiedy nie pobierano wynagrodzenia od sprzedającego. Wiązało się to z prawem popytu i podaży. Zmiany zachodziły, gdy zmieniała się koniunktura na rynku – podkreśla Jerzy Sobański, rzecznik prasowy Warszawskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami. Według niego stwierdzenie, że „nie pobiera się wynagrodzenia od jednej ze stron transakcji” jest często nie do końca prawdziwe. Bardzo często wynagrodzenie płacone przez jedną ze stron jest po prostu wyższe i równoważy stratę dla pośrednika wynikającą ze wstrzymania się od pobierania wynagrodzenia od drugiej strony transakcji.
[srodtytul]Jak w Ameryce[/srodtytul]
Bankructwa, mimo pobierania prowizji od jednej strony transakcji, nie boją się pośrednicy zgrupowani w Nieruchomości Giełdzie Aktywnej (NGA). Postanowili wprowadzić na swoim terenie system oparty na umowach z klauzulą wyłączności, który od ponad 60 lat sprawdza się w USA czy Australii.
– Od 2002 roku skutecznie zmierzam w kierunku reprezentowania tylko jednej strony transakcji. Tylko wówczas mogę być lojalna wobec zleceniodawcy. Nie można być przecież lojalnym wobec sprzedającego, który chce drogo sprzedać, a równocześnie wobec kupującego, który chce tanio kupić – mówi Urszula Wysokińska, pośrednik i prezes NGA. – W naszym zawodzie należy brać przykład z pracy maklerów amerykańskich i australijskich, którzy zawierają tylko umowy z klauzulą wyłączności i pobierają wynagrodzenie tylko od jednej strony transakcji.
Sposób działania NGA, choć naśladuje rynki bardziej rozwinięte od naszego, nie jest chętnie stosowany przez polskich pośredników. Oznacza bowiem często niższe dochody.