– Ciekawy, choć dla wielu rozczarowujący. Z optymistycznym zakończeniem, bo przywracającym wiarę w istnienie niewidzialnej ręki rynku – tak mijający rok ocenia pośrednik Jacek Kriese, szef stołecznego biura Okazja.
[srodtytul]Spodziewane ożywienie[/srodtytul]
Rok temu w Warszawie nie było mowy o mieszkaniach do 200 tys. zł. Dziś bez problemu takie znajdziemy. – Dzięki temu, że cena metra lokalu spada i zaczyna się mieścić w ustawowych normach, stołeczni klienci mogą ubiegać się o państwowe dopłaty do kredytów – zauważa pośrednik.Według niego sytuacja optymistycznie rokuje na przyszłość. – Ruch w nieruchomościach wprawdzie nadal jest niewielki. Sądzę jednak, że wiosną rynek się ożywi. W niepewnych czasach lokata w nieruchomości zawsze stanowiła fundament inwestycji. Atrakcyjne ceny już są. Jeżeli banki przygotują przemyślane kredyty, korzystne dla obu stron umowy, na rynku pojawi się dawno niewidziany popyt – prognozuje.
Według pośredniczki Katarzyny Liebersbach-Szarek z krakowskiej agencji Nieruchomości Łobzowskie 2008 rok nie był najgorszy w dekadzie.– Bywało gorzej – mówi pośredniczka. – Niewątpliwie jednak ucierpieli klienci, którzy na fali wielkiego wzrostu cen podpisywali umowy przedwstępne, na przykład na zakup domów czy większych mieszkań. Liczyli, że w tym roku będą mogli sprzedawać nieruchomości w cenie obowiązującej w 2007 roku – zauważa.
Większość się przeliczyła.