W dużych agencjach nieruchomości wciąż można znaleźć oferty, które leżą miesiącami z tą samą stawką wywoławczą. Właściciele nie spuścili z tonu. Z danych portalu Oferty.net wynika tymczasem, że ceny ofertowe w styczniu br. w stosunku do grudnia ub.r. spadły o kilka procent – najbardziej na Żoliborzu – o 3,8 proc.
[srodtytul]Tylko sondują[/srodtytul]
Kiedy podaż i popyt na rynku były w miarę zrównoważone, cena transakcyjna była zazwyczaj o 5 –10 proc. niższa od ofertowej. Teraz, w dobie kryzysu, różnice te sięgają 20 – 30 proc., ale głównie w przypadku niektórych ofert, w gorszych lokalizacjach.
Według Waldemara Oleksiaka, pełnomocnika zarządu w Emmerson Nieruchomości, to, o ile cena transakcyjna będzie niższa od ofertowej, to kwestia determinacji właściciela – czy chce on rzeczywiście sprzedać, czy tylko sonduje rynek.
– Mamy oferty, które leżą nawet miesiącami, właściciele i tak nie chcą obniżyć ceny. Najwyraźniej wystawili swoją ofertę tylko po to, żeby się zorientować, jakie jest zainteresowanie ich nieruchomością i ewentualnie sprawdzić skłonność kupujących do zapłacenia takiej, a nie innej ceny – mówi Waldemar Oleksiak, pełnomocnik zarządu w Emmerson Nieruchomości.Podobne obserwacje mają także inni pośrednicy. – Pomimo kryzysu pierwsza cena ofertowa nie jest zazwyczaj ceną obniżoną. Dopiero po jakimś czasie, miesiącu czy dwóch – wszystko zależy od wytrzymałości sprzedającego – zaczyna on obniżać cenę. Oczywiście pod warunkiem, że musi sprzedać nieruchomość. Niektórzy pozostają niewzruszeni znacznie dłużej – mówi Joanna Iwanowska, dyrektor ds. rozwoju w agencji Polanowscy Nieruchomości.Zdaniem pośredników dobrym wskazaniem na to, że mamy do czynienia z realną ceną ofertową, jest weryfikacja rynkowa, czyli liczba klientów, którzy są nią zainteresowani – najpierw na etapie selekcji, a potem już oglądania samego mieszkania. Brak chętnych do oglądania mieszkania to jeden z ważnych sygnałów dla właściciela, że proponowana przez niego cena może być wygórowana.