Paweł W. na rzecz spółki BRE Property Partner pracował od ubiegłego roku. Miał opinię dobrego handlowca. Prezentował klientom mieszkania i lokale użytkowe na osiedlu Sawa Wilanów przy al. Rzeczpospolitej w Warszawie. Projekt realizuje spółka Sawa Apartments Wilanów. BRE Property Partner jest odpowiedzialny m.in. za proces sprzedaży lokali.
– Handlowiec, mimo że nie miał uprawnień do podpisywania umów, to z jedną z klientek zawarł trzy. Chodziło o rezerwację dwóch mieszkań i jednego lokalu użytkowego – mówi Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury w Warszawie. – Kobieta dała mu 200 tys. zł. Mężczyzna przyznał się do winy. Utrzymuje, że pieniądze przegrał w kasynach, m.in. w Niemczech. Postawiliśmy mu zarzut oszustwa – mówi prokurator.
Oswajanie klienta
Osiedle Sawa Wilanów rośnie niedaleko szkieletu dzielnicowego ratusza. Biuro sprzedaży mieszkań, jak opowiadają klienci, mieści się na terenie budowy.
Paweł W. klientkę, od której wziął pieniądze, poznał kilka miesięcy temu. Zaglądał do jej firmy, która ma siedzibę niedaleko powstającego osiedla, pod różnymi pretekstami. – Dużo opowiadał o sobie. Mówił o dalekich podróżach, wysoko postawionych rodzicach, studiach za granicą. Wszystko brzmiało wiarygodnie. Budował legendę o sobie, zdobywając moje zaufanie. Poznała go też moja rodzina. Wszyscy go polubiliśmy, bo był inteligentny i uczynny. Córka nawet się z nim zaprzyjaźniła – wspomina klientka (nazwisko do wiadomości redakcji).
Dodaje, że o zakupie mieszkania myślała od dawna. Nie spieszyła się jednak z inwestycją. – Badałyśmy z córką rynek. Paweł W. wiedział o tym, ale początkowo nie kusił nas inwestycją na pobliskim osiedlu. Kiedyś, mimochodem, wspomniał, że jako menedżer ma pulę tańszych lokali – po 5,5 tys. zł za metr. Jedno, 75-metrowe mieszkanie miała zarezerwować jego siostra – opowiada klientka Pawła W. – Potem powiedział, że siostra się wycofała, i zaproponował, że mieszkanie może być moje. W końcu zarezerwowałam dwa mieszkania i lokal użytkowy. Musiałam jednak uiścić opłatę rezerwacyjną w wysokości 20 proc. Dostałam pokwitowanie z pieczątką „kasa przyjęła". W przypadku rezygnacji miałam pieniądze odzyskać. Spokojnie miałam się zastanowić nad wyborem któregoś z lokali. Nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Był to przecież przedstawiciel dewelopera – podkreśla.