Duża podaż, popyt marginalny – tak można w skrócie określić sytuację na stołecznym rynku domów używanych, która nie zmienia się już od kilku lat. Sytuacji nie poprawiło ożywienie na rynku mieszkaniowym. Nic więc dziwnego, że sprzedają się głównie domy, których właściciele zdecydowali się na radykalne rabaty, sięgające nawet 30–50 proc. pierwotnej ceny.
– Kupno domu wymaga wysokiej zdolności kredytowej, a banki niechętnie udzielają dziś pożyczek na tego typu transakcje. Klientów gotówkowych jest niewielu. Więc pomimo możliwości uzyskania dużej przeceny chętnych na domy w ubiegłym roku było niewielu – opowiada Edyta Krakowiak z Warszawskiej Giełdy Lokali i Nieruchomości.
Osoby, które chcą zamieszkać w domu, poszukują, zdaniem Edyty Krakowiak, niewielkich budynków, o powierzchni 100–150 mkw., kosztujących nie więcej niż 700 tys. zł. Mile widziane są domy wolno stojące lub bliźniaki.
– Choć klienci najchętniej kupiliby taką nieruchomość w granicach Warszawy, ze względu na dużo wyższe ceny wybierają miejscowości podwarszawskie, ale dobrze skomunikowane ze stolicą. Preferują raczej używane domy, wykończone, które z reguły znajdują się w lepszych lokalizacjach. Można liczyć na spore rabaty – tłumaczy Edyta Krakowiak.
Nabywcy interesują się więc domami wzdłuż trasy kolejowej w kierunku Wołomina.Wertują również oferty na południe od stolicy – w Piasecznie, a także w Pruszkowie.