Do niedawna było tak, że gdy deweloperowi zostawało kilka ostatnich mieszkań w gotowym bloku, to te dotąd niechciane można było nabyć w wyjątkowo dobrej cenie, z gratisowym garażem czy nawet wykończeniem. Deweloper chcący zamknąć projekt był bowiem gotów na daleko idące ustępstwa – szczególnie w przypadku dużych mieszkań.
I tak na przykład lokale sprzedawane przez jedną firmę na warszawskim Wilanowie za ok. 8 tys. zł za mkw w czasie hossy były jeszcze nie tak dawno temu do wzięcia za niecałe 6 tys. zł za mkw.
Teraz jednak rynek nieco się zmienił. Deweloperzy nie boją się już trzymania gotowych lokali. Oczywiście nie chcą ich utrzymywać miesiącami, ale zauważyli, że klienci generalnie wolą już kupować mieszkania na ostatnim etapie budowy. Dlatego wcale już nie tak łatwo o duży rabat na gotowe M. Chyba że mieszkanie ma ewidentny feler, a firma potrzebuje pilnie pieniędzy.
Dziś największy upust można dostać na początku budowy osiedla. Coraz częściej pojawiają się ogłoszenia typu: „duży rabat na pierwsze dziesięć lokali w tym projekcie". Aby bowiem deweloper dostał kredyt z banku, musi się wykazać odpowiednią przedsprzedażą. Jak ją szybko osiągnąć? Obniżyć ceny, ale nie w całym projekcie, tylko dla puli mieszkań sprzedawanych na początku.
Klienci muszą jednak być czujni. Bo czasem, gdy przedsprzedaż po niższych cenach jest duża, trudno o chętnych na resztę lokali. A to już oznacza wielkie kłopoty. I dla firmy, i dla jej klientów.