Dla deweloperów wiadomości są bardzo dobre. Dla klientów, którzy chcieliby wybrzydzać i negocjować rabaty – gorsze.
– Oferta lokali na rynku pierwotnym zmniejsza się szósty kwartał. Już teraz spadła do poziomu z końca 2010 r. To doskonała informacja dla deweloperów – mówi Kazimierz Kirejczyk, prezes firmy doradczej Reas. W rekordowym pod względem podaży 2012 r. tylko w sześciu głównych miastach, czyli w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu i Łodzi, oferowali oni ponad 56 tysięcy lokali na sprzedaż. Teraz mają ich zaledwie 41 tysięcy. – Stąd mamy sygnały od niektórych firm o możliwym wzroście cen. Bo dlaczego nie miałyby wykorzystać dobrej sytuacji? – dodaje Kirejczyk.
Tylko w IV kw. 2013 roku, w sześciu wymienionych miastach, firmy sprzedały 10,9 tys. mieszkań. To o ponad 14 proc. więcej w porównaniu z III kw. minionego roku. Eksperci Reasa podkreślają, że tak dużej liczby transakcji nie notowali na polskim rynku mieszkaniowym od szczytu boomu, czyli początku 2007 r.
Wsparcie psuje rynek
W ostatnich czterech kwartałach deweloperzy znaleźli chętnych na blisko 36 tys. lokali (wprowadzili w tym czasie na rynek 24 tysiące). Sprzedali zatem o 17,5 proc. więcej mieszkań niż w całkiem dobrym 2012 r. i tyle samo, co w rekordowym dotychczas 2007 r. – Okazało się, że najlepsze wyniki firmy osiągnęły wtedy, gdy państwo wycofało się z dopłat i innego wsparcia dla mieszkaniówki – podkreśla Katarzyna Kuniewicz, dyrektor działu badań i analiz rynku w Reas. – Największa nadpodaż była wtedy, gdy państwo chciało chronić nabywców i zapowiedziało wprowadzenie ustawy deweloperskiej.
Prezes Kirejczyk dodaje, że dobrej sprzedaży sprzyjały wyjątkowo niskie stopy procentowe i możliwość zadłużenia się na 100 procent wartości nieruchomości oraz duża aktywność klientów z gotówką.