Reklama

Chcieli kredyt i wycieczkę

Niejednokrotnie byłem świadkiem niemal walki na noże dwóch lub kilku banków o jednego klienta. Dziś to się nie zdarza.

Publikacja: 02.09.2014 17:45

Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy

Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy

Foto: Archiwum

Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy:

- W latach 2004-2008 miało się wrażenie, że to właśnie nabywcy mieszkań - którymi najczęściej byli młodzi Polacy - rozdają karty na rynku "hipotek". Jeśli tylko dana osoba miała stałą pracę, było niemal pewne, że albo ma już swoje mieszkanie - kupione w zestawie z kredytem hipotecznym - albo jest trakcie zakupu.

Kredyt hipoteczny stał się niemal artykułem codziennego użytku, a ubieganie się o pieniądze w banku przypominało bardziej przygotowanie do wyjazdu urlopowego niż decyzję na zobowiązanie finansowe za okres 20 czy 30 lat. Odnośnie porównania z urlopem: tak jak w dobrym tonie były wówczas wyjazdy zagraniczne (np. na Wyspy Kanaryjskie), podobnie modne były w tym okresie wyłącznie kredyty w nie w polskiej walucie.

W tamtych latach młodzi, i dość często zadufani w sobie ludzie, nie dopuszczali głosu rozsądku, podpowiadającego, że stała praca niekoniecznie jest tym samym, co posiadanie stabilnej sytuacji zawodowej, a kredyty we frankach mają też swoje wady i poważne zagrożenia.

Do tego optymizmu dostroiły się banki, prześcigając się w uatrakcyjnianiu ofert kredytów hipotecznych. Marże przy kredytach w CHF spadły wówczas do poziomu 1 proc., a jeśli był to kredyt naszej walucie - nawet do 0,5 proc. Niejednokrotnie byłem świadkiem niemal walki na noże dwóch lub kilku banków o jednego klienta, który z ofertą danego banku (bardzo korzystną), chodził do innych kredytodawców, aby uzyskać jeszcze tańszy kredyt. Bardzo często się to udawało.

Taka sytuacja spowodowała między innymi nieprawdopodobny i niekontrolowany rozwój pośrednictwa kredytowego. Miało to oczywiście też drugą stronę medalu: jakość usług została zastąpiona przez ilość. W powstających jak grzyby po deszczu firmach pośredniczących szukano „doradców" z łapanki, a konieczne w tej branży, wielomiesięczne szkolenie merytoryczne zastępowane 2-3-tygodniowym kursem sprzedaży produktów hipotecznych. Nauka sprowadzała się więc do tego, jak złapać i omamić klienta. Skutki tegoż odczuwamy do dziś.

Reklama
Reklama

Dlatego dziś klienci podchodzą do zakupu mieszkania z udziałem kredytu  jak do poważnego zabiegu. Z pewnością są lepiej przygotowani merytorycznie, pytają zwykle o wszystkie parametry kredytu, nie tylko zaś o wysokość raty. Nie spieszą się z decyzją. Dużo rzadziej w gronie kredytobiorców zdarzają się osoby w wieku do 25 lat, zazwyczaj są to 30-latkowie lub osoby starsze.

Bardzo podobnie - z dużym spokojem - do rynku kredytów hipotecznych podchodzą dziś banki. Nie ma mowy o naginaniu się do oczekiwań klienta, choć oczywiście wchodzą w rachubę drobne negocjacje warunków po wydanej decyzji kredytowej.

Marże banków stale rosną - obecnie zbliżamy do ofert w złotych ze średnią marżą na poziomie 2 proc. Zniknęły z rynku zupełnie kredyty walutowe. Niestety, o kilka lat za późno.

Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy:

- W latach 2004-2008 miało się wrażenie, że to właśnie nabywcy mieszkań - którymi najczęściej byli młodzi Polacy - rozdają karty na rynku "hipotek". Jeśli tylko dana osoba miała stałą pracę, było niemal pewne, że albo ma już swoje mieszkanie - kupione w zestawie z kredytem hipotecznym - albo jest trakcie zakupu.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
Nieruchomości
Fabryka Park Katowice z nowym właścicielem. Czy obiekt jeszcze urośnie?
Nieruchomości
Nowe szaty biurowca Warsaw Corporate Center
Nieruchomości
Condohotel czy apartament na doby
Nieruchomości
Niejasne zasady wydłużają drogę do inwestycji mieszkaniowych
Nieruchomości
Rekordowa transakcja na polskim rynku PRS
Reklama
Reklama