Wracających do domów parlamentarzystów na stacji metra wita plakat, który głosi: "30 tys. funtów nie wystarczy w Westminsterze na kupno mieszkania o powierzchni tego plakatu". Jest to graficzne przypomnienie kryzysu na rynku taniego mieszkalnictwa w Londynie i w południowo-wschodniej Anglii - zjawiska, które uczyniło z posiadaczy domów w tym regionie zwycięzców na loterii, podczas gdy ci, którzy nie posiadają nieruchomości z trudem znajdują dach nad głową - donosi BBC.
Ostatnie badania przeprowadzone przez National Housing Federation pokazały, że wartość nieruchomości w Anglii w ciągu pierwszych trzech lat działania obecnego rządu wzrosła o 289 mld funtów. 97 proc. tego wzrostu, bo 282 mld funtów, dotyczy stolicy i południowo-wschodniej Anglii. Średnia cena domu w Londynie osiągnęła dziś 502 tys. funtów i z każdym rokiem rosła szybciej niż przeciętne roczne dochody.
Większość posiadaczy domów w stolicy zauważa, że ich nieruchomości zarabiają lepiej niż oni sami. W oczach opinii publicznej kryzys mieszkalnictwa sprawia, że londyńczycy, a w szczególności "elita westminsterska" zbija na tym fortunę, podczas gdy reszta kraju ma kłopoty z opłaceniem rachunków za światło i gaz.
Wartość nieruchomości na północnym-zachodzie i w północno-wschodniej Anglii znacząco spadła. Wszystkie partie polityczne, szykujące się do wyborów, składają obietnice rozwiązania kryzysu mieszkaniowego. Padają pomysły budowy nowych domów.
Jednakże postawienie budynku wymaga czasu, często czterech lub pięciu lat od złożenie podania o pozwolenie na budowę do momentu, kiedy lokator przekroczy świeżo pomalowane drzwi frontowe - zwraca uwagę dziennikarz BBC. - Tak więc możemy być pewni, że zanim kryzys zostanie rozwiązany, to będzie się raczej pogłębiał.