Czy zestawienie tych danych robi jeszcze wrażenie na kimkolwiek poza inwestorami, którzy już na etapie wczesnych biznesplanów swoich przedsięwzięć robią założenia, że formalności poprzedzające budowę muszą – w większości przypadków – zająć w naszych miastach przynajmniej rok (w przypadku większych inwestycji)?
Według części deweloperów skrócenie czasu załatwiania formalności leży dziś raczej w rękach gmin, z którymi współpracują w tzw. terenie, a nie w rękach ustawodawcy. Bo szybciej można dogadać się z urzędnikami w magistracie, niż doczekać sensownych zmian w prawie budowlanym. Każda nowa ekipa polityczna to kolejne obiecanki liberalizacji przepisów. To znów nie podoba się urbanistom, którzy dodatkowymi procedurami chcą zabrać całą uznaniowość w kwestii wydawania pozwoleń na budowę urzędnikom, dbając o ład przestrzeni. I bardzo słusznie. Czy jednak przez lata tworzenia projektów mających ulepszyć rzeczywistość nie powinno się w ogóle budować?
Marzeniem inwestorów jest m.in. możliwość załatwienia wszystkich spraw dotyczących pozwoleń na budowę w jednym okienku. Oby nie skończyło się to jednak tak jak z „błyskawicznym” zakładaniem firmy. Dlatego niektórzy, nie wierząc w powodzenie takiego rozwiązania, zamiast skracać czas uzyskania pozwolenia na budowę, proponują całkowicie pozbyć się tej formalności.
– Gdyby gminy były zobowiązane do stworzenia planów zagospodarowania przestrzennego swojego terenu, pozwolenie na budowę stałoby się zbędne. Firma bądź osoba chcąca rozpocząć budowę musiałaby jedynie zgłosić rozpoczęcie prac w danym miejscu – uważa Łukasz Czyszczoń z Wings Development, firmy, która obecnie inwestuje m.in. we Wrocławiu.Uproszczenie i skrócenie procedur – jak najbardziej. Bałabym się jednak takiej swobody i ograniczenia formalności jedynie do zgłoszenia w przypadku dużych inwestycji.