Dlatego, choć jestem przeciwnikiem ingerencji państwa w politykę cenową banków, to akurat w tym przypadku uważam, że ustalenie wysokości maksymalnej marży jest konieczne. Wynika to z faktu, że przez osiem lat do tej wyższej marży (czyli do wyższego zarobku banku) dokładają się wszyscy podatnicy, co jest oczywiście nierozsądne. W tych kredytach, w których bank i kredytobiorca nie korzysta z pomocy państwowej, bank może ustalać marże, jakie sobie życzy – nam nic do tego, ponieważ państwo się do tego nie dokłada.
[srodtytul]Paweł Majtkowski[/srodtytul]
[i]Expander Advisors[/i]:
– W początkowym okresie funkcjonowania programu „Rodzina na swoim” marże kredytów z dopłatami były zbliżone do standardowej oferty kredytów hipotecznych w złotych. Dopiero gdy oferta zyskała znacząco na popularności, wraz ze spadkiem zainteresowania kredytami w walutach obcych, banki zaczęły podnosić marże dla „Rodziny”. W wypadku wielu banków marże wzrosły do nieuzasadnionego poziomu. Doszło nawet do takich absurdów, że są banki, w których rata kredytu z dopłatą jest wyższa niż rata standardowego kredytu bez dopłaty. Oznacza to, że cała dopłata zamiast do klienta trafia do banku.
Wydaje się zatem, że wprowadzenie limitu maksymalnego oprocentowanie byłoby dobrym rozwiązaniem. Limit musi być jednak ustalony w sposób rozsądny, tak by jego zbyt niski poziom nie spowodował, że część klientów obarczona większym ryzykiem kredytowym zostanie pozbawiona możliwości zaciągnięcia takiego kredytu.
Mimo że do programu dołączają ostatnio kolejne banki, wiele wskazuje na to, że czasy świetności „Rodziny na swoim” mamy już za sobą. Wraz z powrotem do łask kredytów walutowych, przede wszystkim w euro, program ten będzie tracił na popularności.