– W czasie wakacji mało kto pyta o domy, prawie nie ma też transakcji. Ale na razie nie wpływa to na ceny tych nieruchomości – informuje Przemysław Szkutnik z agencji Ober-Haus w Gdańsku. Sprzedający liczą, że już we wrześniu rynek domów się ożywi.
Czy jednak ceny wzrosną? Z barometru „Rz” wynika, że raczej nie. Ewentualna podwyżka w ciągu roku o 4 – 5 proc. co najwyżej zrekompensuje inflację. Podaż rośnie, popyt nie jest duży i ożywienia nie widać, więc możliwe są nawet korekty w dół, a przede wszystkim skuteczne negocjacje przy finalizacji transakcji – uważa Tomasz Błeszyński, doradca nieruchomości z Łodzi.
Zdaniem Barbary Urbanowicz, właścicielki agencji w Koszalinie, sprzedający często nie chcą przyjąć do wiadomości, że wzrost cen mamy już za sobą. W rezultacie stawki wywoławcze ustalone przez sprzedających są mocno zawyżane. Dopiero gdy przez dłuższy czas nie ma zainteresowania domem czy segmentem, cena wywoławcza dostosowywana jest do poziomu rynkowego. Trudno tu jednak mówić o obniżkach, a raczej o korekcie wcześniej wywindowanej kwoty.
Poszukujący domów, jak obserwują pośrednicy, mają coraz większe wymagania. – Najważniejsza jest dobra lokalizacja i podłączenia do miejskich mediów. Poszukiwane są poza tym w miarę nowe, parterowe domy o powierzchni 150 – 200 mkw., na działce 1000 – 1500 mkw. – wylicza Teresa Michniak z Wrocławskiej Giełdy Nieruchomości.
Ceny wywoławcze domów są nadal dość zróżnicowane. Jak widać w tabeli obok, wynoszą od kilkuset tysięcy nawet do 3 – 4 mln zł. W Warszawie i okolicy najłatwiej sprzedać nieruchomość za około milion złotych.