Niemożliwe, 22 proc. to grunty rolne?! – mówi z niedowierzaniem wiceburmistrz Mokotowa Wojciech Turkowski. – No może rzeczywiście – analizuje szybko. – Mamy tereny na Łuku Siekierkowskim i w parku Pod Skocznią. Są rolne. Ale deweloperzy nie skarżyli się w urzędzie na kłopoty z inwestowaniem. Widać z odrolnieniem kłopotów nie było.
[srodtytul]Ile wsi w mieście[/srodtytul]
Gruntów rolnych nie ma tylko stołeczny Żoliborz. Najwięcej jest ich w Wilanowie i na Białołęce. I o ile w tych dzielnicach rzeczywiście można jeszcze spotkać pola kapusty i wiejskie gospodarstwa, to dziwić może, że nawet w dzielnicach kojarzonych z blokowiskami, jak Ursynów czy Targówek, 25 – 30 proc. terenów to ziemie rolne. Rolniczych terenów nie brakuje na Ochocie i Woli, a nawet w Śródmieściu.
– Wiele nieruchomości to ziemie rolne tylko na papierze – mówi nam jeden z dzielnicowych urzędników zajmujących się naliczaniem podatków. – Często zdarza się, że na jakimś terenie stoi osiedle domków jednorodzinnych, a podatnicy płacą jak za grunt rolny.
A różnica jest duża. Podatek od nieruchomości wynosi 25 gr za mkw. za rok. A ten sam podatek, ale odnoszący się do gruntu rolnego, wynosi ok. 3 gr za mkw. Ile pieniędzy tracą dzielnice, nie wiadomo.