– W efekcie stawki bywają zawyżone o 20 – 30 proc. Na szczęście takich przypadków jest coraz mniej – mówi Piotr Wieszczyk z Maxon Nieruchomości.
Jednak nie brakuje sprzedawców, którzy kupili nieruchomość w czasie największych zwyżek cenowych, a teraz, szukając kupca, chcą przynajmniej odzyskać zainwestowane pieniądze.
[srodtytul]Kłopoty „frankowiczów”[/srodtytul]
– Prawie zawsze ceny zgłaszanych do sprzedaży mieszkań są zawyżone. Głównym powodem jest zostawianie sobie przez sprzedającego zbyt dużego marginesu na negocjacje. Sporadycznie właściciele podają ostateczną satysfakcjonującą ich cenę, czyli proponują sprzedaż z opcją „bez negocjacji”. Często zbyt wysoki margines powoduje, że kupujący odrzucają ofertę, nawet nie podejmując negocjacji – tłumaczy Edyta Krakowiak z Warszawskiej Giełdy Lokali i Nieruchomości.
Jeśli jednak ktoś kupił mieszkanie w hossie, posiłkując się przy tym kredytem walutowym na 100 proc. wartości nieruchomości (np. we frankach szwajcarskich), ma teraz nie lada kłopot, gdyż dziś nieruchomość jest warta o 30 – 40 proc. mniej niż np. w 2007 r., a kredyt znacznie większy ze względu na osłabienie złotego.