Trudno sprzedać mieszkanie w budynkach oddanych w latach 2007 – 2009. O ile jeszcze deweloper może pozwolić sobie na rabat, o tyle inwestor indywidualny, który kupił mieszkanie w czasie boomu, raczej nie ma dziś szans na transakcję bez straty. Szczególnie gdy obok pojawia się konkurencja w postaci kolejnego etapu tej samej inwestycji, gdzie mieszkania są tańsze, mniejsze i bardziej funkcjonalne.
[srodtytul]Z rabatem[/srodtytul]
Mieszkań z projektów oddanych w latach 2007 – 2009 ciągle jest sporo na stołecznym rynku. – W zależności od lokalizacji ok. 20 – 50 proc. mieszkań wybudowanych w latach 2007 – 2009 wciąż pozostaje w rękach deweloperów. Głównie znajdują się w inwestycjach na Białołęce i Wilanowie – podaje Adam Zbrzeżny, szef biura RE/MAX Top Nieruchomości.
Marcin Jańczuk z biura nieruchomości Metrohouse przedstawia bardziej optymistyczne dane. – Był czas, kiedy tego typu mieszkania stanowiły duży odsetek podaży. Dziś w naszej warszawskiej ofercie z rynku pierwotnego 12 proc. lokali powstało w latach 2007 – 2009 – szacuje.
Niesprzedane w dłuższym okresie lokale to jednak duże koszty nie tylko w postaci zamrożonych środków czy rat kredytu, ale również wydatki związane z utrzymaniem „M”. – Stąd deweloperzy dostosowują ceny do sytuacji. Czasem ostatnie niesprzedane lokale można kupić z dużym, nawet 15-proc., rabatem, choć to są zwykle największe powierzchnie – mówi Łukasz Madej, szef firmy doradczej ProDevelopment.