– Klienci szukają niedrogich ofert, jednak nie liczyłbym na masowy wysyp tanich lokali – mówi Andrzej Nizio, prezes spółki Marvipol. – Aby uzyskać atrakcyjną cenę mieszkania, deweloper musi kupić działkę pod osiedle za rozsądne pieniądze. Tymczasem sprzedający grunty zdają się nie mieć hamulców w podwyższaniu ich cen. A koszt pozyskania działki ma fundamentalne znaczenie dla końcowej ceny mieszkania – podkreśla Andrzej Nizio. Dodaje, że po uwzględnieniu także innych kosztów, w tym projektu czy budowy, okazuje się, że tylko nieliczne inwestycje mogą mieć atrakcyjne dla nabywców stawki.
Pod miastem
– W najbliższym czasie na rynku dominować będą inwestycje z tanimi mieszkaniami. Ale nawet takie projekty będą realizowane ostrożnie, etapowo – ocenia Wojciech Stisz, specjalista ds. marketingu i sprzedaży w BARC Warszawa.
Według Tomasza Panabażysa, wiceprezesa zarządu J.W. Construction Holding, deweloperzy będą szukali oszczędności, m.in. kupując grunty. – Być może to kolejny czynnik, który wpłynie na rozwój podmiejskich terenów i modę na zlokalizowane tam osiedla – ocenia Panabażys.
Małgorzata Urbaniak, analityk rynku w Gant Development, ocenia z kolei, że inwestycji z tańszymi lokalami powstaje coraz więcej. – Mieszkania z segmentu popularnego cieszą się dużym powodzeniem ze względu na cenę całkowitą. Większość klientów finansuje zakup lokalu kredytem. Wybór nieruchomości ogranicza zdolność kredytowa – tłumaczy Małgorzata Urbaniak.
Tomasz Panabażys dodaje, że szczególnie młode rodziny najczęściej przedkładają cenę i metraż lokalu nad jego lokalizację. – Mając do wyboru kawalerkę w śródmieściu za 400 tys. zł albo trzypokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta, wybiorą drugą możliwość. Rośnie więc zainteresowanie niedocenianymi do tej pory dzielnicami, w których są tańsze inwestycje. Przykładem jest rozwijająca się w zawrotnym tempie warszawska Białołęka. Podobnych miejsc na mapie Polski jest wiele – podkreśla Panabażys.