Żeby ocenić sytuację, spójrzmy pod kątem stałego oprocentowania na kredyt spłacany od połowy 2008 roku. W przypadku pożyczonych wówczas 300 tys. zł na 30 lat, z marżą 1 p.p., średnia rata przez minione cztery lata i dziewięć miesięcy wyniosła 1748 zł miesięcznie. Odpowiada to oprocentowaniu kredytu na poziomie 5,73 proc.
Biorąc pod uwagę wyższe obecnie marże, z dzisiejszej perspektywy taki kredyt byłby opłacalny do stawki 6,5 proc.Gdyby wówczas bank zaproponował klientowi opcję stałego oprocentowania na 5,7 proc., a może nawet i droższą, z pewnością wielu skorzystałoby bez wahania, bo pierwsza rata byłaby o 300–400 zł niższa niż ta, którą opisywany klient musiał zapłacić.
Raty dla 300 tys. zł kredytu w drugiej połowie 2008 roku przekraczały 2100 zł, a trzymiesięczny WIBOR – choć dziś trudno uwierzyć – przewyższał 6,6 proc.Miesięczne obciążenia dla opisywanego klienta wahały się w ciągu niecałych pięć lat od 2129 zł do 1616 zł. Różnice na racie sięgały więc niemal jednej czwartej jej wysokości.
To ryzyko w kalkulacjach zdolności kredytowej uwzględniają również banki.Plusem kredytu ze stałym oprocentowaniem może być np. korzystniejsze obliczenie zdolności kredytowej. Niewątpliwą zaletą jest też przewidywalność rat i większa swoboda planowania domowego budżetu.Są też jednak minusy. Stałe oprocentowanie trwa zazwyczaj jedynie pięć lat.
Tylko w Getin Noble Banku może to być również 10 lat, a w PKO BP są to już wyłącznie dwa lata.Problemem trudnym do zaakceptowania może być również wyższa zazwyczaj początkowa rata takiego kredytu niż kredytu ze zmiennym oprocentowaniem. I jeśli przez pierwszy okres spłaty kredytu ze stałym oprocentowaniem przyjęte oprocentowanie przewyższy rynkową stawkę, to przełoży się to klientowi na wolniejsze tempo spłaty pożyczonego kapitału.