Każdemu pewnie pośrednikowi zdarzają się niecodzienne transakcje. Paweł Zeliaś, właściciel firmy Salondomow.pl, długo nie zapomni sprzedaży 34-metrowej kawalerki na Saskiej Kępie w Warszawie. – W ciągu sześciu miesięcy udało mi się sprzedać ją trzy razy. Pierwszy klient oddał ją w styczniu za 350 tys. zł, nowy właściciel sprzedał lokal w kwietniu za 320 tys. zł, a kolejny odsprzedał w czerwcu za 310 tys. zł – opowiada Paweł Zeliaś. Czwarty właściciel lokalu pozbyć się nie chce, przynajmniej na razie. – Mieszkanie jest świetnie zlokalizowane. Nie ma wad prawnych. Częste zmiany właścicieli były wyłącznie dziełem przypadku – mówi pośrednik z firmy Salondomow.pl.

Za niecodzienną transakcję Paweł Zeliaś uważa także sprzedaż czterech domów na jednym z podwarszawskich osiedli. – Klient przyjechał oglądać domy w sobotni, styczniowy poranek. Następnego dnia zjawił się na osiedlu w towarzystwie trojga przyjaciół wraz z rodzinami – wspomina pośrednik. – Po tygodniu cała czwórka, godzina po godzinie, podpisywała akty notarialne. Cena ofertowa domu wynosiła 899 tys. zł. Rabaty nie przekroczyły 8 proc.  Błyskawicznie sprzedał się też 240-metrowy dom w Nowej Iwicznej w cenie 1,2 mln zł. Transakcja zamknęła się w tydzień.

Pośrednik Cezary Szubielski z warszawskiej agencji Krupa Nieruchomości ocenia, że z jeden strony nietypowa jest każda transakcja, z drugiej – żadna. –  Nietypowość to niuanse, które wynikają najczęściej z postaw uczestników transakcji, nie zaś stanu prawnego czy technicznego nieruchomości – mówi Cezary Szubielski. Z całą pewnością niecodzienna jest historia małej działki budowlanej. Negocjacje z kupującym trwają już pół roku. Lada dzień strony mają podpisać umowę przedwstępną. – Sprzedający podaje, że parcela dwa lata temu kosztowała 2,1 mln zł. Teraz, po negocjacjach z inwestorem, stanęło na 630 tys. zł – opowiada Cezary Szubielski. – Na działce stoi dom w katastrofalnym stanie technicznym, w którym mieszkają dwie osoby z nakazami eksmisji. Budynek jest powoli rozbierany przez samych lokatorów i sprzedawany po kawałku jako materiał budowlany – dodaje.

Z błyskawicznymi transakcjami pośrednik z Krupa Nieruchomości nie spotkał się od pięciu lat. – Czasy, gdy właściciel dawał ogłoszenie w środowej gazecie, po czym od godziny szóstej rano odbierał telefony i przyjmował oglądających, minęły bezpowrotnie. Często już pierwszy czy drugi klient mówił wtedy: „kupuję" i nie wychodził z mieszkania, czekając, aż ktoś z rodziny przywiezie pieniądze na zadatek – wspomina Cezary Szubielski.

Także Jarosław Mikołaj Skoczeń z firmy Emmerson, pośredniczącej i doradzającej na rynku nieruchomości przyznaje, że szybkie transakcje zdarzają się dziś wyjątkowo rzadko. Do wyjątków można zaliczyć sprzedaż 47-metrowego mieszkania w odnowionej kamienicy z lat 60. przy ul. Szczęśliwickiej w Warszawie. Lokal wyceniony na 358 tys. zł sprzedał się w dwa tygodnie. Kupił pierwszy oglądający.  – Tak zdecydowanych klientów jest niewielu – mówi Jarosław Mikołaj Skoczeń. – Mimo że ceny są już dojść niskie i można je jeszcze negocjować, kupujący, zanim podejmą decyzję, oglądają nawet po kilkanaście lokali – dodaje. Jako przykład długiej sprzedaży Skoczeń podaje historię domu o powierzchni 3 tys. mkw. z garażem na 17 samochodów. Cena ofertowa: 100 mln zł. Posiadłość w okolicach Piaseczna nadal czeka na chętnego.