Najdłużej czekające na klientów nieruchomości – domy, a nawet działki – można było kupić z największymi rabatami, uzyskiwanymi właśnie w czasie negocjacji. Po cenach ofertowych trudno było poznać, że oferta może być okazją cenową. Pośrednicy twierdzą, że duże domy, czekające po 5–6 lat na amatorów, wycenione na kilka milionów złotych, w mijającym roku sprzedawane były nawet za 40 proc. mniej, niż wynosiła stawka ofertowa. Bo jeśli już trafił się klient na nieruchomość za ponad milion złotych, to właściciel – zmęczony czekaniem – także chciał doprowadzić transakcję do finału.

Podobnie było w przypadku kilkuletnich, czyli prawie nowych, mieszkań o dużych metrażach. Choć ich stawki wywoławcze były rodem z boomu, to w czasie ostatecznych negocjacji właściciele obniżali oczekiwania nawet o 30 proc.

Znacznie mniej można było wynegocjować w przypadku dwóch pokoi. To nadal najbardziej popularne wśród kupujących lokale, choć tego typu mieszkań nie brakuje w ofertach. Także trzy pokoje, ale do 60 mkw., cieszyły się zainteresowaniem. Natomiast znacznie mniej chętnych było w tym roku na kawalerki. Są drogie i małe, no i trudno o rabaty na nie.