Tacy mieszkańcy coraz częściej nie mają dostępu do dodatkowych usług i atrakcji oferowanych przez deweloperów.
Przyciągnąć bogatych
Kiedy dwa lata temu w budynku przy Upper West Side na Manhattanie otworzono salon gier, Michael Reilly poprosił konsjerża o klucz, by z salonu mógł korzystać jego syn. Odpowiedź wprawiła go w osłupienie. - Nie macie tam wstępu. Ani pan, ani pana dziecko - usłyszał - czytamy na łamach "New York Timesa".
Windermere West End, luksusowy apartamentowiec, w którym mieszka pan Reilly, jest jednym z kilku w mieście, które odmawiają lokatorom płacącym czynsz regulowany korzystania z nowych usług, takich jak siłownia, salony gier czy ogródki na dachu. Podobne restrykcje stosują w swoich budynkach niektóre spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe.
Deweloperzy twierdzą, że te ekstrausługi są dla nich instrumentem marketingowym, przyciągającym lokatorów płacących czynsze rynkowe.
Dodają, że przepisy o czynszach regulowanych nie zobowiązują ich do udostępniania dodatkowych usług wszystkim lokatorom. Z kolei obrońcy praw lokatorów postrzegają taką politykę jako dyskryminację ludzi, którzy płacą czynsz niższy niż rynkowy. Tak naprawdę to niezbyt subtelna zachęta do tego, by się z budynków wynieśli.
I choć nie ma danych, jak bardzo ta praktyka jest rozpowszechniona, to obie strony są zgodne, że ma ona tendencję wzrostową. Obecnie ustawodawca pracuje nad przepisami, które by te praktyki ograniczyły.
- Jesteśmy tutaj jedyną rodziną, której dziecko miałoby ochotę korzystać z salonu gier - mówi Reilly, aktor, który za dzielony z żoną i synem apartament płaci 1250 dol. miesięcznie. - Mam co robić i wiem, jak cieszyć się życiem, więc się tylko uśmiecham - mówi.
Potrzebne tanie mieszkania
Nierówności w bogactwie mieszkańców Nowego Jorku długi czas nie odgrywały większej roli w miejskiej polityce mieszkaniowej. Nie ma nic niezwykłego, gdy luksusowy apartamentowiec wyrasta wśród budynków dla ludzi o niższych dochodach.